Autor: Piotr Kotlarz
1
Ebook

Danton - Robespierre Rozważania o rewolucji francuskiej 1789-1795

Piotr Kotlarz

Rewolucja francuska z 1789 roku doczekała się miana Wielkiej. Od początku wzbudzała kontrowersje, wokół niej i jej bohaterów toczyło się  wiele dyskusji, a nawet sporów. Oliwy do ognia dolał marksizm, który w rewolucjach dostrzegł źródło postępu. Pomijano lub umniejszano jej negatywne aspekty, a szukano przyczyn klęski oraz próbowano znaleźć w niej „metodologię” przyszłej rewolucji, która zakończy się zwycięstwem „ludu”. Książka „Danton i Robespierre…” ukazuje tę francuską rewolucję z odmiennej perspektywy. Autor dostrzega jej nieuchronność, wynikała bowiem z bankructwa – nawet w sensie dosłownym – poprzedniego systemu, ale ukazuje, że nie mogła przynieść pozytywnych zmian. Przez pryzmat jej głównych bohaterów, zwłaszcza Dantona i Robespierre’a zauważamy, że zarówno oni, jak i rewolucja wkraczali na drogę zbrodni. Stopniowa militaryzacja mas musiała w konsekwencji prowadzić do dyktatury, a później przywrócenia monarchii. Idee wolności, równości, propozycje zniesienia kary śmierci, próby odrzucenia wojen… Prawa Człowieka... Wszystkie te wartości zostały w trakcie tej rewolucji odrzucone. Czy w imię wyższych wartości, czy egoistycznych ludzkich ambicji…?

2
Ebook

Kataklizmy, które zmieniały obraz Ziemi

Piotr Kotlarz

(…) Pisząc o zmianach klimatycznych natrafiamy na kolejną trudność w ich przedstawianiu, gdyż skala zmian klimatycznych na różnych obszarach była odmienna, z tego powodu nie sposób, moim zdaniem, określić jakiejkolwiek jego cykliczność w skali globalnej. Z opisywanymi w tej książce kataklizmami wiążą się też tzw. „wielkie wymierania” gatunków istniejących na Ziemi. Mając, dzięki rewolucji informacyjnej, którą zawdzięczamy wynalazkowi Internetu, dostęp do aktualnych badań i mogąc dokonać pewnych porównań, zauważyłem, że teorie tzw. „wielkiego wymierania” obarczone są efektem tzw. „spłaszczenia”. Nie wiedząc wcześniej o całej serii kataklizmów wiązaliśmy wymieranie z tym lub innym kataklizmem i ujmowaliśmy je globalnie, często zawężając czas ich występowania. Na szczęście kataklizmy, które dotykały Ziemię nie dotykały jednocześnie całego globu i dlatego po kilkuset, a nawet po kilku tysiącach lat, nawet na obszary prawie całkowicie pozbawione życia organicznego, te stopniowo wracało. Mogliśmy to prześledzić obserwując np. powrót życia na tereny bezpośrednio zniszczone erupcją wulkanu Krakatau w XIX wieku, czy wcześniej np. powrót życia na tereny Ameryki Północnej w wyniku upadku meteorytu na Grenlandię ok. 12,8 tys. lat temu. Próbuję w mojej pracy porównywać skutki różnych erupcji, ich skalę, pamiętając przy tym, że w odległej przeszłości dochodziło do nich na odmiennych obszarach (innych prakontynentach). To ważne, gdyż miało to niewątpliwy wpływ na rozwój życia na Ziemi, czasy intensywnego rozwoju i regresu przeplatały się, ale nie wszędzie miały taki sam przebieg i nie wszędzie zmiany te zachodziły w tym samym czasie. Wspomniane kataklizmy mają oczywisty związek nie tylko z klimatem. Asteroidy, które upadły na Ziemię przyniosły z sobą wiele minerałów, do których powstania dochodziło już w pasie asteroid w wyniku ich zderzania, a i uderzenie w Ziemię powodowało zmiany geologiczne (np. przypuszczalnym skutkiem takich upadków było powstawanie diamentów). Wiele skał ma charakter powulkaniczny, w wyniku tych erupcji powstawał np. pumeks, bazalt (nie możemy też wykluczyć i tego, że istniejąca dziś w kalderach wulkanów magma pochodzi z kosmosu, że dotarła na Ziemię już po utworzeniu się jej skorupy). Wielkie kataklizmy były też przyczyną ruchu płyt tektonicznych i w ich konsekwencji orogenezy (powstawania gór). Właśnie wspomnianym wydarzeniom poświęcona jest ta książka. Jako historyka interesują mnie głównie te kataklizmy, które dotknęły Ziemię od czasu powstania naszego gatunku, czyli od około 2.500.000 lat. Szukając jednak zależności między katastrofami naturalnymi, a klimatem postanowiłem wspomnieć w tej pracy również o znanych nam dzisiaj kataklizmach, do których doszło w okresie wcześniejszym. Zwracam szczególną uwagę na wybuchy stratowulkanów (superwulkanów) lub takie skumulowanie wybuchów wulkanów o mniejszej skali erupcji w krótkim czasie, które w sposób zdecydowany wpłynęły na zmiany klimatyczne na całym globie. Uważam, że i mniejsze wybuchy wpływały na zmiany klimatyczne, ma na nie wpływ zapewne i nasza, ludzka aktywność, (np. wycinanie lasów, czy nawet i emisja gazów będąca wynikiem naszej aktywności), ale skala tych wpływów jest nieporównywalna i czasami wręcz niedostrzegalna, w każdym razie trudna do uchwycenia przez aparaturę badawczą i ich wpływ na ewolucje naszego gatunku i historię był i jest znacznie mniejszy, wręcz nieporównywalny. Próbuję też wykazać związek między opisywanymi tu kataklizmami, a zmianami klimatycznymi i ich konsekwencjami w dziejach hominidów od początków paleolitu (plejstocenu), a później również z wydarzeniami w naszej historii. Niektóre z ukazanych w tej książce zdarzeń nie są wciąż jeszcze w pełni udokumentowane. Wiele z przedstawionych tu wzaje-mnych powiązań między nimi ma ciągle charakter hipotetyczny. Sądzę jednak, że uporządkowanie tej wiedzy pozwoli nam poznać naszą przeszłość, a także przewidywać przyszłość, uświadomi jak niestabilnym środowiskiem jest to, które daje nam Ziemia, jak bardzo powinniśmy je chronić, a także, co zrobić, by skutki przyszłych katastrof były znacznie mniej dotkliwe od tych z przeszłości oraz spróbować takim katastrofom zapobiegać. Z powodu niedoskonałości dotychczasowych badań oraz dopiero obecnie podejmowanych prób ich usystematyzowania, niestety pierwsze kataklizmy i ich wpływ na nasze losy są znane nam dziś tylko szczątkowo. Więcej możemy powiedzieć o okresie od mniej więcej 80 tysięcy lat temu, ale i tu wiele pozostało do odkrycia. Zdaję sobie sprawę z powstałych w wyniku tego dysproporcji w mojej pracy, mam nadzieję, że kolejne badania pomogą w jej zmniejszeniu. Kolejne gwałtowne ochłodzenia, jaki dotykały Ziemię wiążę z konkretnymi kataklizmami. Ukazuję ich skalę i zasięg w oparciu o dotychczasowe badania. Próbuję również ukazać oddziaływanie lokalne wspominanych kataklizmów, ale przede wszystkim interesuje mnie ich wpływ na globalny klimat i konsekwencje historyczne spowodowane tymi kataklizmami i zmianami klimatycznymi. Dziś, dzięki pracy archeologów, genetyków, wulkanologów i badaczy z wielu innych dziedzin nauki pozyskaliśmy już pewną wiedzę dotyczącą rozwoju naszego gatunku w odległej przeszłości. Często jest ona wprawdzie jeszcze bardzo szacunkowa i niepełna, ale dość wiarygodna i udokumentowana konkretnymi dowodami (złoża pumeksu, pyłów wulkanicznych, kratery, pozostałości meteorytów, szczątki kości, narzędzia, ślady w ziemi, wiele innych artefaktów). Dziś potrafimy już zarysować skalę zasiedlenia Ziemi w konkretnym okresie, (choć to oczywiste, dla epok wcześniejszych bardzo szacunkowo, z dużym przybliżeniem), ukazać poziom rozwoju kultury w tym czasie, a także wykazać, do jakich zmian doszło w tym zakresie wkrótce po zaistniałych w danym czasie katastrofach. Zgoda, często – w wyniku kolejnych odkryć – musimy weryfikować wiele przyjętych już poglądów, ale wiele pozyskanych dotąd informacji jest nie do podważenia. Mogąc odtworzyć obraz sytuacji przed konkretnymi katastrofami, a później pokazać taki bezpośrednio lub w bardzo krótkim okresie po tych katastrofach, możemy pokusić się o postawienie bardzo wiarygodnej hipotezy o wzajemnym związku między bardzo odległymi w przestrzeni i czasie wydarzeniami. Mnie związki te wydają się bardzo prawdopodobne.  

3
Ebook

Klimat a wulkany

Piotr Kotlarz

Ostatni z zawartych w tej książce artykułów napisałem 15 stycznia tego roku. Tego dnia, późnym porankiem znalazłem na portalu onet.pl informację o erupcji wulkanu Hunga Tonga-Hunga Haʻapai. Właściwie nie chciałem już włączać tu więcej artykułów, sądziłem, że i tak wszystko zostało powiedziane. Moja hipoteza dotycząca przyczyn zmian klimatycznych została już wystarczająco wykazana, przedstawione dowody wydawały mi się wystarczające. Zmiany klimatyczne mają związek z wulkanizmem, zależą też od prądów oceanicznych i skali zlodowacenia w danym okresie. Wpływ mają też procesy zachodzące w stratosferze… To bardzo wiele czynników, być może w jakiś sposób wpływa na klimat również zawartość CO2 w atmosferze, w tym CO2 powstającego w wyniku naszej działalności gospodarczej. Uważam jednak, że ten ostatni czynnik jest znacznie przeceniany. Wpływ CO2 stanowiącego w atmosferze zaledwie 0,04% spośród wszystkich jej gazów musi być nieznaczny, nawet jeśli absorbuje on znacznie więcej energii słonecznej niż pozostałe gazy, zwłaszcza azot i tlen, których obecność w atmosferze jest nieporównywalnie większa. Warto też pamiętać i o tym, że ilość CO2 produkowana przez człowieka w procesie gospodarczym jest nieporównywalnie mniejsza od tej jaką dostarcza do atmosfery sama przyroda. Wiele dostarcza go tam sam człowiek tylko w procesie oddychania. Tu wzrost naszej populacji przyczynił się do aż pięciokrotnego wzrostu wydalanego przez nas CO2 na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci. Dlaczego więc włączyłem tu kolejne artykuły? Wybuch wulkanu Hunga Tonga, to jedna z większych erupcji wulkanicznych ostatniego stulecia. Chmury pyłów dotarły do stratosfery, erupcja spowodowała jej zmiany. Wcześniej nie potrafiliśmy ich śledzić, badać. Dziś, dzięki umieszczeniu satelitów i rozwojowi aparatury badawczej mamy możliwość dostrzeżenia zachodzących w niej zmian, przeprowadzania kolejnych badań. Dostrzeżemy też zapewne, jak wielki mają one wpływ również na klimat naszej planety. Ziemia, wraz z otaczającą ją atmosferą jest jednym wielkim organizmem, będącym ponadto częścią Kosmosu i z nim powiązanym. Wiele wzajemnych związków między zachodzącymi w tym organizmie procesami wciąż nie znamy i poznanie ich zajmie nam jeszcze wiele czasu, wiele pokoleń. Z każdym rokiem jednak wiemy coraz więcej. Moim zdaniem, już dziś wystarczająco wiele by odrzucać niektóre – zbudowane na zbyt wątłych przesłankach – hipotezy. Zamieściłem w tej książce artykuł o wulkanie Hunga Tonga z nadzieją, że badanie skutków jego erupcji, a zwłaszcza prześledzenie związków tej erupcji ze zmianami klimatycznymi, będzie kolejnym dowodem na to, że to właśnie wspomniany proces: wulkany – prądy oceaniczne – topnienie lodowców – ruch płyt tektonicznych jest główną przyczyną zmian klimatycznych. Hipotezy na temat przyczyn zmian klimatycznych nie są dziś tylko zwykłym procesem poznawczym, mają dziś bowiem również znaczenie gospodarcze i polityczne, wpływają bezpośrednio na nasze życie. Przyjęcie bowiem przez świat polityki jednej, moim zdaniem, nieprawdopodobnej hipotezy o zasadniczym wpływie na klimat naszej ludzkiej działalności, skutkuje narzuceniem nam nieuprawnionych obciążeń. W Polsce uprawnienia do emisji CO2 stanowią już 59% ceny produkcji energii elektrycznej. Jej cena wpływa na cenę wszelkich innych produktów, które wymagają jej użycia. To ogromne obciążenie, które ponosimy zupełnie niepotrzebnie i – moim zdaniem – bezpodstawnie. Zgadzam się z tym, że powinniśmy znacznie ograniczać wykorzystywanie paliw kopalnych. Nie tyle jednak z powodu emisji CO2, ale dlatego, iż nie są one nieograniczone. Powinniśmy patrzeć w przyszłość nie tylko w perspektywie kilku, ale dziesiątek, setek, czy tysięcy pokoleń. Popieram wszelkie działania zmierzające do wykorzystania zielonej energii: wodoru, wiatru, promieniowania słonecznego. Chcemy przecież żyć w bardziej czystym środowisku. Udało nam się na przykład usunąć z paliw bardzo szkodliwe związki ołowiu. Paliwo wodorowe jest coraz powszechniejsze (Polska jest jednym z większych jego producentów, mamy też wielkie zasługi w udoskonaleniu paneli słonecznych). Rozwijają się krajowe i ponadnarodowe programy zalesiania. Powinniśmy wspierać działania w tym kierunku, nie powinniśmy jednak zgadzać się na nieuzasadnione kary, opłaty, wpływy z których zapełniają się tylko kieszenie rozmaitych spekulantów, a nie przynoszą nam, ludzkości, niczego pozytywnego, nie rozwiązują naszych problemów. Myślenie pozytywne, ciągłe wzbogacenie wiedzy, jej pogłębianie i wykorzystywanie efektów tego poznania powinno służyć kontynuacji procesu dostosowywania się człowieka do świata przyrody. Dostosowywania się, a nie jakiejś urojonej walce. W tym celu pisałem wcześniej zamieszczone tu artykuły, w tym też celu wydaję też tę książkę. Mam nadzieję, że skłoni ona Państwo do zastanowienia się, do własnych przemyśleń, że nie do razu odrzucą Państwo przedstawiane tu hipotezy tylko z tego powodu, że dziś nie opowiada się za nimi tzw. większość.

4
Ebook

Lata siedemdziesiąte

Piotr Kotlarz

Dwadzieścia jeden opowieści z tomiku „Lata siedemdziesiąte” opowiada o ludziach bohemy artystycznej wspomnianych w tytule lat XX wieku. Bohaterami większości opowiadań są artyści żyjący w tych czasach głównie w Gdańsku, choć pojawiają się też i artyści i związane z nimi sytuacje z Lublina oraz Warszawy.  Nie były to wesołe lata, choć wielu żyło wówczas w nastroju pozornej beztroski. Ograniczenie wolności, brak perspektyw odbijało swe piętno na życiu wielu ludzi, zwłaszcza zaś na życiu ludzi szczególnie wrażliwych… Alkohol, narkotyki, inaczej mówiąc wszelkie próby ucieczki od szarości ówczesnej rzeczywistości, dając chwile ułudy, niszczyły możliwości ich wielkich planów. Prezentowane postaci są autentyczne, bohaterowie tych opowieści żyli naprawdę. Wielu z nich znalazło swe miejsce w historii polskiej kultury, znajdziemy o nich informacje w różnych encyklopediach. Zapewne postrzegali swoje życie od autora odmiennie… inaczej.

5
Ebook

Narodziny cywilizacji

Piotr Kotlarz

Ponad dziesięć lat temu czytając po raz kolejny książkę Herberta George’a Wellsa „Dzieje świata”, podjąłem plan napisania podobnego dzieła, uwzględniając postęp w zakresie poznania historii (tak jako dziejów, jak też i pojmowanej jako nauka). Sądziłem wówczas, że będzie to zadanie możliwe do zrealizowania, choć będąc historykiem wiedziałem przecież, że od czasu gdy powstała praca tego brytyjskiego pisarza nasza wiedza znacznie wzrosła. Próba napisania dziejów świata była swego rodzaju konsekwencją moich rozważań, które wyraziłem już pod koniec XX wieku w pracy „Dostrzec sens dziejów”, w której w sposób zdecydowany odrzuciłem marksistowską metodologię, odrzuciłem próbę opisu dziejów w oparciu o jej założenia. Początkowo sądziłem, że próba opisu dziejów według innej metodologii sprowadzi się głównie do analizy języka, zmiany akcentów interpretacyjnych, poszukiwań kierunków ich rozwoju i występujących w nich trendów. W miarę jednak jak zagłębiałem się w temat, obserwowałem gwałtowny postęp nauki. Dzięki najnowszym badaniom archeologii, odkryciom genetyki, wulkanologii i innym źródłom zmuszeni zostaliśmy do zupełnie odmiennego spojrzenia na nasze dzieje, zwłaszcza te sprzed okresu powstania pisma, czy przyjęcia go przez społeczeństwa, które poznały je bardzo późno. Sytuacja ta zmusiła mnie do podjęcia próby porządkowania wielu wydarzeń historycznych prawie od nowa. Dostępne opracowania z wieku XX, i tym bardziej wcześniejsze, okazywały się często prawie zupełnie nieprzydatne. Z czasem pracując nad tym zagadnieniem dostrzegłem, że ogrom materiału do ogarnięcia jest tak wielki, że nie sposób ująć go w jednym tomie. Określiłem cezury, przez pierwsze dwa-trzy lata zbierałem i porządkowałem podstawowe informacje, które złożyły się aż na sześć obszernych tomów. Na szczęście dostrzegłem, że każdy z nich może stanowić pewną odrębną całość, że w odrębnych książkach mogę omawiać kolejny ważny etap w bardzo już długiej historii naszego gatunku. Później i ten podział musiałem odrzucić. Ilość informacji, konieczność ich krytycznej analizy jest tak wielka, że mimo selekcji nie sposób bez nadmiernych uproszczeń ująć je w nawet najgrubszych sześciu tomach. Zacząłem dokonywać kolejnych podziałów. Dziś już wiem, że nie uda mi się napisać „Dziejów Świata”, wiem też, że nawet opisując tylko wybrane ich fragmenty muszę mieć świadomość, że z czasem, albo jeszcz ja, albo już kolejni badacze, będziemy zmuszeni uzupełnić je o prezentację kolejnych odkryć. Takich nawet, które wskażą kolejne ważne czynniki rozwoju człowieka i cywilizacji, które wreszcie być może podważą wiele przyjętych przeze mnie założeń i hipotez. Nie zaprzestałem jednak pracy. Uznałem, że warto ukazać jej efekty na etapie dzisiejszej wiedzy. Będzie to pewne świadectwo naszych czasów, a przy tym, jak sadzę, kolejny etap w rozwoju historii jako nauki. Tak jak w wyniku kolejnych badań i odkryć odrzucamy wiele teorii w fizyce, astronomii… tak też dzieje się w historii. Nie bądźmy zarozumiali. Przed nami było wiele pokoleń, po nas będą kolejne… i nasi następcy będą poszukiwać odpowiedzi na stawiane już przed nami, przez nas i po nas, pytania. Chciałbym tu od razu dodać, że jedną z ważnych cech każdego badacza jest świadomość niewiedzy. Nie wiem to słowa, które przyświecać powinny naszym badaniom, tak przed ich podjęciem, jak zazwyczaj i po nich. Na pewne pytania ponadto zapewne nigdy nie uzyskamy odpowiedzi, przy tym jako historyk muszę dodać tu słowo już. Już nigdy nie poznamy pewnych faktów. Moje Dzieje świata, podzieliłem na wiele części. Zamierzam wydawać je w porządku chronologicznym, z tym że postanowiłem tworzyć je w taki sposób, by każda z książek mogła istnieć oddzielnie, niezależnie. Pierwszą, której dałem tytuł „Narodziny cywilizacji”, właśnie ukończyłem. Mają ją Państwo w ręku. Mówi o naszych początkach, dowodzi jedności naszego gatunku i ukazuje jedność naszej cywilizacji już od jej zarania. Nie uważam tej pracy za czysto historyczną, wiele w niej bowiem rozważań natury historiozoficznej, zastanawiam się też często nad przyjmowaną wcześniej aksjologią. Drogi rozwoju naszego gatunku przebiegały i przebiegają krętymi drogami, ale przecież nasi przodkowie byli wspólni i w kolejnych etapach wzajemne krzyżowanie się naszych genów spowodowało, że dziś właściwie – mimo jednostkowych różnic (koloru włosów, koloru oczu, wysokości, kształtu nosa, współczynnika inteligencji, itd.) – jesteśmy w gruncie rzeczy tacy sami. Jesteśmy ludźmi. Podobnie i z cywilizacją, jest ona wspólna. Dziś często trudno dojść, komu zawdzięczamy kolejny wynalazek, kto był w jakiejś dziedzinie prekursorem. Tym bardziej, że społeczeństwa wprowadzające nowe techniki, czy nawet rozwiązania w kulturze i sztuce, w swym rozwoju miały okresy niesłychanego postępu, ale też i regresu. Kwestia pierwszeństwa dziś nie ma znaczenia. Odkrycia, nowe wynalazki w dziedzinie techniki oraz różne idee stały się naszym wspólnym dorobkiem i każdy może dziś z nich korzystać – czy w sposób właściwy, to już inna sprawa. Ostatnia wojna światowa pokazała, że – niestety – potrafimy i sięgamy nawet po wydawałoby się już odrzucone idee (np. ponownie po ideę niewolnictwa i ludobójstwa), a niektóre wynalazki potrafimy wykorzystać nie tylko dla naszego dobra, ale i w celu zniszczenia (atom, chemia). To już jednak od nas zależy, w jaki sposób korzystamy z naszego wspólnego dorobku. Nan nadzieję, że moja książka – przypominając etapy rozwoju naszego gatunku i naszej cywilizacji – będzie stanowić, choć niewielki, wkład w uświadomienie nam poczucia wspólnoty i ułatwi dokonywanie dobrych wyborów ze wspólnego dorobku idei i osiągnięć techniki oraz kultury.  

6
Ebook

Opowieść o psach z widmem wojen w tle

Piotr Kotlarz

Powieść ukazuje realną rzeczywistość, realne wydarzenia dużego, choć prowincjonalnego, portowego miasta z początku XXI wieku. Prowincjonalnego zwłaszcza z perspektywy Świata. Z drugiej strony to i on (Świat) wpływa na życie ludzi i zwierząt w tym mieście. Dziś wszystko się łączy, wpływa na siebie. Na nasz nastrój, nasze myśli, mają wpływ czasami bardzo odległe wydarzenia. Opisywane w powieści, prawdopodobnie odnoszą się do takich, które zaistniały naprawdę, ale ukazywane są tylko z perspektywy narratora i kilku bohaterów książki. Każdy odbiera przecież otaczającą go rzeczywistość odmiennie.   Bohaterami powieści są ludzie, ale też i wspomniane w tytule psy. Gwałtowne przyśpieszenie cywilizacji wymusiło konieczność poszukiwania między nimi (ludźmi i zwierzętami) nowych, odmiennych od wcześniejszych, relacji. Co kieruje naszym postępowaniem, dlaczego wciąż zmagamy się z kolejnymi wyzwaniami? Z jakiego powodu toczymy wojny, a nawet tylko zwykłe walki?    Akcja powieści osnuta jest wokół życia psów oraz zmagań jej głównego bohatera, który próbuje realizować swój artystyczny projekt w realiach organizującego się, po części według nowych zasad, społeczeństwa. W związku z tym na kartach powieści spotkamy głównie środowisko artystyczne… Obraz nie jest nadmiernie optymistyczny. Tak jednak postrzegał ówczesną rzeczywistość autor.

7
Ebook

Początki państwowości

Piotr Kotlarz

Przez prawie dwadzieścia lat nauczałem historii w szkołach, głównie liceach. Przez cały ten okres śledziłem rozwój tej nauki, poznawałem nowe, dotyczące kolejnych zagadnień, prace. Dopiero jednak pisząc tę książkę dostrzegłem jak wielką potęgą jest Internet. To dzięki niemu zyskujemy znacznie szybszy niż wcześniej dostęp do najnowszych badań, to na jego forach miliony ludzi dokonuje analizy poprzednich badań, pojawiają się nowe hipotezy. Dziś napisanie dziejów świata możliwe jest właściwie tylko przez wieloosobowe zespoły, specjalistów od różnych epok i regionów. Taką świadomość miał zresztą już w latach dwudziestych XX wieku Herbert George Wells, który i swoje "Dzieje…" chciał pisać wspólnie z ówczesnymi historykami brytyjskich uczelni i dopiero nie mogąc nakłonić ich do współpracy sam napisał to dzieło. Praca ta zajęła mu niewiele ponad rok. Cóż, wiedza historyczna wówczas była znacznie mniejsza, m.in. i z tego powodu dzieło Wellsa, jest niestety bardzo powierzchowne. Mógłbym jak Wells, choć bardziej skutecznie, podjąć się próby realizacji tego projektu tworząc szerszy zespół, odrzuciłem jednak ten pomysł. Mówiąc szczerze, po prostu nie stać mnie na taką inicjatywę, a od czasów Wellsa podobne zadanie podjęły już różne ośrodki badawcze i tworzenie kolejnej tego typu pracy mijałoby się z celem[1]. Uznałem, bowiem, że tylko całościowe spojrzenie na dzieje przez jedną osobę umożliwia znalezienie w nich pewnych trendów. W poniższej książce omawiam zaledwie początki naszej historii. Tę, my historycy ograniczamy do czasów od powstania pisma. To dość sztuczna cezura, z czasem rozwoju historii – jako nauki – wciąż zresztą przesuwana, gdyż ślady pisma, jego początków, odnajdywane są dla okresów nawet o kilka tysiącleci wcześniejszych. Warto tu jednak o niej przypomnieć, tym bardziej, że to pismo stało się tym czynnikiem, który znacząco przyczynił się do zachowania naszej pamięci, a co za tym idzie do rozwoju cywilizacji. Prezentowana książka jest dopiero drugą z zamierzonego przeze mnie projektu napisania dziejów świata. Obejmuje prawie dwa tysiąclecia, od początku III tysiąclecia p.n.e. do końca II tysiąclecia p.n.e., jeszcze w tym półroczu wydam trzecią z tego cyklu obejmującą okres nieco krótszy, bo tylko około ośmiu wieków pierwszego tysiąclecia p.n.e. poświeconą początkom idei imperializmu. Kryterium jakim kierowałem się wybierając takie cezury są formy organizacyjne przyjmowane przez społeczeństwa w tych latach. Poniższy poświęciłem początkom państwowości. Zamierzałem w prezentowanych tomach (również w pierwszym tomie z tego cyklu w ”Narodzinach cywilizacji”) ukazać rozwój cywilizacji, w tym również idei, a za jedne z ważniejszych wśród nich uważam formy organizacji państw, ale też idee wolności, równości i własności. Nie wiem, czy mi się to udało? Zresztą dopiero kończę trzy pierwsze tomy. Wyrażam w nich wiele nowych hipotez, próbuję znaleźć w omawianych dziejach jakiś kierunek, zbudować jakąś historiozofię. Efekt moich przemyśleń będą mogli Państwo ocenić sami po lekturze tych książek. Cztery następne są jeszcze na etapie bardzo wstępnym (książkę pt. „Stracony czas imperiów” wydam pod koniec drugiego półrocza tego roku), ale już dziś mogę stwierdzić, że pewne założenia historiozoficzne, które wyraziłem już w „Narodzinach cywilizacji”, okazały się zasadne. Praktycznie do dziś nie dokonałem w nich istotnych zmian. Dziś, po kilku latach pracy nad tą książką, po wielu chwilach zwątpień i myśli, by zaprzestać, wiem, że porwałem się na rzecz szaloną. Podjąć próbę opisania dziejów świata w XXI wieku, gdy tak wiele już wiemy, a z drugiej strony, gdy wciąż tak wiele jest jeszcze hipotez, że trudno nie zagubić się w gąszczu informacji – tak, to jest szaleństwo. Cóż z tego, że uczyłem historii przez dwadzieścia lat, że naczytałem się tylu książek. Zresztą, napisać w końcu jakoś można. Jak jednak, napisać tak by ktoś, kto sięgnie po tę pracę chciał odwrócić kolejną kartkę, jak opisać dzieje tak, by zrozumieć je samemu? Pisząc wciąż uczyłem się na nowo. Dziś – dzięki pracy tysięcy ludzi, z których wspominam tylko niewielu – zapewne wiem znacznie więcej. To inni zbierali informacje, interpretowali je przede mną[2], moim wkładem jest tylko ich uporządkowanie, próba znalezienia w historii pewnych wspólnych kierunków, trendów. Wiele z przyjętych wcześniej interpretacji różnych historycznych wydarzeń odrzucam, ale gdyby ich nie było, czy i ja nie popełniłbym podobnych błędów. Nie mogę wykluczyć również i tego, iż to oni mieli rację, że to ja dziś się mylę? Ziemia i nasze ciała wciąż jeszcze skrywają wiele tajemnic.    

8
Ebook

Teatr szkolny w Drugiej Rzeczypospolitej (1918-1939)

Piotr Kotlarz

Teatr szkolny to bardzo ważne narzędzie w pracy dydaktycznej i wychowawczej szkoły, niestety dziś w naszym kraju niedoceniane. Po drugiej wojnie światowej doszło w jego pracy do pewnego regresu, co możemy zauważyć na przykład przyglądając się stronom internetowym poświęconym jego działalności w takich np. państwach jak Niemcy, Francja, czy Wielka Brytania. Widać, że na tle takiej działalności, aktywność polskich teatrów szkolnych wygląda wciąż skromnie. Między innymi i z tego powodu warto poznać pracę Piotra Kotlarza „Teatr szkolny II Rzeczypospolitej”. Autor przypomina w niej nasze osiągniecia w tej dziedzinie, ukazuje jak wszechstronna była to aktywność, jak wielkie były i są jej możliwości. To ważna pozycja, która powinna znaleźć się na półce każdego nauczyciela, a zainteresować może każdego ucznia oraz miłośników teatru.   fragment recenzji pracy doktorskiej Piotra Kotlarza, na bazie której powstałą ta książka, autorstwa prof. Janusza Deglera: Rozprawa Piotra Kotlarza to rezultat mrówczej pracy, żmudnych kwerend (przeważnie w trudno dostępnych czasopismach specjalistycznych) i dokładnego poznania wielkiej ilości publikacji oraz rozmaitych źródeł. Solidnie przedstawiony stan badań uświadamia, jak bogaty i różnorodny był to materiał. Nie ma wątpliwości, ze Autor poznał go na wylot, panuje nad nim i dzięki temu potrafi w pierwszym rozdziale dokładnie i zajmująco opowiedzieć całą historię teatru szkolnego. Wypełnia wywód datami, tytułami, nazwiskami, faktami, szczegółami, ale jednocześnie umiejętnie ukazuje ewolucję teatrów zakonnych, zmiany związane z ich repertuarem, a także pełnione funkcje edukacyjne i wychowawcze. Nie sposób wytknąć Autorowi jakichkolwiek uchybień, pomyłek czy braków. Pierwszy rozdział jego pracy to po prostu solidna synteza dziejów teatru szkolnego od średniowiecznych początków do roku 1918.