Details zum E-Book

Jak ograłem PRL. Z gitarą tom 2

Jak ograłem PRL. Z gitarą tom 2

Witek Łukaszewski

E-book

Polska lat 70. Na drogi wyjeżdża "maluch", piłkarze Kazimierza Górskiego zdobywają olimpijskie złoto w Monachium, a Piotr Kaczkowski puszcza Pink Floydów w "MiniMaxie" - programie radiowej "Trójki".
Towarzysz Gierek zastąpił genseka Gomułkę. W naród wstąpiła nadzieja na lepsze życie w socjalistycznej ojczyźnie. Niby ojczyzna rośnie w siłę, lecz nadal trzeba wszystko załatwiać i walczyć z trudnościami dnia codziennego.
Franek Lipa nie daje się zwieść propagandowym hasłom. Trzyma się planu i żyje po swojemu, odnosząc sportowe sukcesy. Jednak los płata mu figla... Dzięki przyjacielowi, Zdzichowi, odkrywa nową pasję - gitarę. Granie i śpiewanie dają mu wolność. I przyciągają spojrzenia kobiet. Tymczasem nad jego studencką głową zbierają się czarne chmury...
Warto wybrać się Z gitarą w podróż do PRL-u - z drugim tomem cyklu Jak ograłem PRL - ponieważ fabuła kipi humorem, ironią i lekkością. Wszystkich rozbawi, ale i wzruszy!

  • Okładka
  • Strona tytułowa
  • Strona redakcyjna
  • Dedykacja
  • No i ŁUPS!
  • Z książkami i biblioteką było u mnie jakoś dziwnie, żeby nie powiedzieć metafizycznie. Będąc w szóstej klasie szkoły podstawowej, przechodziłem pewnego razu obok budynku biblioteki i nagle poczułem, że muszę tam wejść. Wręcz zatrzymałem się w pół kroku i natychmiast zawróciłem. Teraz wiem, to wołały mnie książki.
  • Był luty siedemdziesiątego pierwszego roku. Zimno było jak cholera! Zima trzymała ostra, śnieżyce i zadymki, praktycznie cały czas śnieg po kolana. Nie było to nic specjalnego, żaden tam wyjątek czy anomalia. W moim dzieciństwie zima to była zima.
  • Kiedy zaczęło się liceum, to znaczy kiedy wylądowałem w klasie pierwszej C, miałem na początku trochę mniej czasu na siłownię. Chciałem udowodnić rodzicom, że ta porażka na egzaminie z polskiego to był tylko przypadek.
  • I tak mi mijała ta moja pierwsza klasa w liceum. Z polskiego i historii byłem najlepszy w klasie, ale niespodziewana piątka z matmy na półrocze to już był crme de la crme!
  • Pierwszy rok w liceum minął wbrew moim obawom bezproblemowo. Znów byłem prymusem i nie musiałem przejmować się za bardzo nauką. Tak więc wszystkie siły i środki przeznaczyłem na ostry trening. Postępy czyniłem bardzo duże, do tego stopnia, że trener Koszewski postanowił wystawić mnie w kategorii juniorów młodszych na mistrzostwach Polski.
  • Całe wakacje spędziłem na rowerze.
  • Po wyjeździe Małgosi postanowiłem trochę popracować, aby zebrać pieniądze na wymarzoną przerzutkę Colnago do mojego jaguara.
  • Fajna była robota z Napoleonem Nowakiem na cmentarzu. Ani się spostrzegłem, minęły dwa tygodnie. Dwa tygodnie pracy i ciężkich treningów.
  • Zdzichu mieszkał w willowej części miasta, gdzie rozlokowali się wszyscy ważniejsi partyjniacy. Jego stary był głównym architektem miejskim. Aby być głównym architektem miejskim, oczywiście nie tylko architektem, ale głównym od czegokolwiek, choćby od kibli miejskich, trzeba było należeć do PZPR. Jak to mówiono i śmiano się po domach z ich durnej oficjalnej nomenklatury: trzeba było być członkiem z ramienia, czyli nowym rodzajem chuja.
  • Kiedy następnego dnia wskoczyłem na rower, cały czas słyszałem w głowie Whole Lotta Love. Puszczone dzień wcześniej na cały regulator na gramofonie Zdzicha, wryło się w moją pamięć i wibrowało czystą energią.
  • Było mi trochę żal, że rozstałem się z Małgosią, ale pozytywne było to, że nie musiałem się już nikim ani niczym przejmować. Oczywiście poza rowerem. Nie cierpiałem aż tak bardzo. Byłem bardzo młody. W klubie klasyfikowano mnie jeszcze jako młodszego juniora. Czasy poważnych zawirowań i zawodów miłosnych dopiero były przede mną.
  • Nie musiał wątpić. W nowej klasie poczułem się jak ryba w wodzie. Oczywiście nie brylowałem na matematyce, fizyce czy chemii, ale przyzwoite cztery, a czasami cztery z plusem to był poziom, na jakim się utrzymywałem bez większych problemów.
  • Na fali wznoszącej płynęła też zawartość moich taśm magnetofonowych. Po tym, jak dostałem magnetofon na Gwiazdkę siedemdziesiątego drugiego roku, już pod koniec stycznia siedemdziesiątego trzeciego dokupiłem kolejną taśmę firmy Stilon z Gorzowa.
  • Siedemdziesiąty trzeci rok miał być również rokiem mojego debiutu na ogólnopolskiej scenie kolarskiej.
  • Mistrzostwa Polski w kolarstwie szosowym w siedemdziesiątym trzecim roku odbywały się w Płocku.
  • Kiedy wróciliśmy po mistrzostwach Polski do naszego miasteczka, nadszedł czas mierzenia się z codziennością i rzeczywistością.
  • Za chwilę miało się okazać, że życie potrafi zaskakiwać mnie nie tylko w sporcie. Kiedy powróciłem do szkoły po mistrzostwach i kiedy minął pierwszy szał z gazetami, wywiadami i zdjęciami, podszedł do mnie na przerwie Zdzichu i spytał:
  • Przy okazji, kiedy już mówimy o wykopkach, to może powiem, o co chodzi. Była to ogólnopolska akcja typu Młodzież szkolna pomaga rolnikom. Tabuny uczniów szkół średnich, a czasami też ósmoklasistów wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego jechały, jak cała Polska długa i szeroka, na wieś, aby zbierać ziemniaki z pól.
  • W poniedziałek pierwszą lekcją była matematyka. Siedziałem obok Zdzicha w trzecim rzędzie, czyli tym dla dobrych, ewentualnie dobrych plus.
  • Pierwszego września Ryszard Szurkowski na mistrzostwach świata w Barcelonie pokazał całą swoją klasę.
  • Siedemdziesiąty trzeci rok był chyba najlepszym rokiem z całych lat siedemdziesiątych.
  • Kończył się rok siedemdziesiąty trzeci. Chyba najlepszy jak dotąd rok w życiu Franka Lipy, obiboka z małego poniemieckiego miasteczka.
  • Mistrzostwa okręgu były jednodniowe i rozgrywały się w niedzielę. Nasz juniorski wyścig zaczynał się o dwunastej. Wystartowaliśmy przy pięknym słońcu ze startu wspólnego. Widziałem, że wielu patrzy na mnie z respektem. Szczególnie kolarze poznańskiego Orkanu.
  • Po powrocie z obozu znów podjąłem próby treningów. W górach robiłem dużo kilometrów na piechotę z dodatkowym obciążeniem i nie czułem się za bardzo zmęczony. Myślałem, że wracam do formy.
  • Póki co poszedłem do wakacyjnej pracy. Jeszcze w marcu, kiedy szykowałem się do mistrzostw Polski, załatwiłem sobie pracę na dwa tygodnie wakacji przy budowie obwodnicy, która miała przebiegać w pobliżu naszego miasteczka. Chciałem zarobić na zakup przerzutki renomowanej włoskiej firmy Campagnolo, aby zastąpić nią tę czeską, favoritowską, która była na moim rowerze. Przy okazji miałem poznać smak pracy fizycznej na państwowym, jak to śmiał się ze mnie tata.
  • Kiedy skończyłem robotę na budowie, pozostały mi jeszcze dwa tygodnie wakacji. Zastanawiałem się, co robić dalej. Kusiło mnie, aby wsiąść na rower i lekko chociaż potrenować, ale pomny słów doktora Tucholskiego, że każde, choćby najmniejsze przeciążenie, jakie sobie zafunduję w ciągu najbliższych trzech miesięcy, może skutkować nieodwracalnymi zmianami w pracy mięśnia sercowego do tego stopnia, że mogę stracić jakiekolwiek szanse na uprawianie kolarstwa wyczynowego, nawet nie próbowałem wsiadać na moje colnago.
  • Po południu pojechaliśmy kolejką do Gdańska. Chciałem zobaczyć Stare Miasto. Pamiętałem je tylko z filmu Panienka z okienka z piękną Polą Raksą w roli głównej i bardzo, ale to bardzo mi się podobało. W rzeczywistości też okazało się piękne. Chodziliśmy po nim jak zaczarowani. Anka znała je z wcześniejszych pobytów u wujostwa w Trójmieście, ale zachwycała się starówką na równi ze mną.
  • Kiedy zaczął się rok szkolny, Franek Cmoczek złapał mnie na dużej przerwie i poprosił:
  • Lecz zanim przystąpiłem do matury, czekała mnie bardzo nieprzyjemna wizyta w bardzo nieprzyjemnym miejscu, a mianowicie w WKU, czyli Wojskowej Komendzie Uzupełnień. Pod tą niewinną nazwą czaił się zwyczajny pobór, czyli szacowanie przydatności młodych ludzi do przerobienia ich na mięso armatnie.
  • Pierwszą zapowiedzią zbliżającej się matury była studniówka. Nie miałem ochoty iść na nią bez Barbary. Ale nie kto inny, jak ona wybiła mi ten niedorzeczny pomysł, abym nie poszedł na studniówkę.
  • Te nasze garnitury la Gilmour zrobiły furorę w całej szkole. Po studniówce jeszcze kilku chłopaków uszyło sobie takie. Ale my byliśmy pierwsi.
  • Maj maturalny wspominam jako jeden z najfajniejszych okresów mojej młodości. W domu byłem nietykalny. Wszyscy schodzili mi z drogi, bo Franek się uczy.
  • Kiedy pierwszego października wraz z kolegami z praktyk znaleźliśmy się w auli Akademii Ekonomicznej na uroczystym rozdaniu indeksów, dowiedzieliśmy się, że owszem, wszyscy dostaną indeksy poza ósemką studentów, którzy w sierpniu odrabiali swoje zerowe praktyki studenckie w elewatorze w Ostrowie Wielkopolskim.
  • Jednak praktykę w Ostrowie wspominam bardzo miło z jednego powodu. Była nim Basia.
  • Zaczął się rok akademicki, a ja znalazłem się nagle w dużym, tętniącym życiem mieście.
  • Od początku mojej muzycznej przygody ciągnęło mnie do muzyki ambitnej. Nie była to jakaś moja osobista zasługa. Po prostu tak było.
  • Zaczął się drugi semestr, a z nim moja katastrofa w Ekonomiku.
  • Znów mnie czekały praktyki zerowe. Znowu miałem zacieśniać więzy inteligencko-robotnicze. Tym razem zaciskanie więzów miało odbywać się w Dorohusku pod polsko-sowiecką granicą.
  • Titel: Jak ograłem PRL. Z gitarą tom 2
  • Autor: Witek Łukaszewski
  • ISBN: 978-83-68302-14-1, 9788368302141
  • Veröffentlichungsdatum: 2024-11-18
  • Format: E-book
  • Artikelkennung: e_45hn
  • Verleger: Wydawnictwo Szara Godzina