Видавець: Wydawnictwo Paśny Buriat
Wydawnictwo Paśny Buriat zostało wymyślone w 2017 roku na ganku domu Piotra Malczewskiego w Budzie Ruskiej nad Czarną Hańczą, a formalnie zostało powołane do życia w 2018 roku w Kielcach. Formalnie powołali je do życia Piotr Brysacz, dziennikarz i wydawca, dyrektor artystyczny Festiwalu literackiego Patrząc na Wschód w Budzie Ruskiej oraz Maja Witecka-Brysacz, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, graficzka, ilustratorka, projektantka książek, prywatnie – żona Piotra. Książki, które powstają w wydawnictwie są cegiełkami, ze sprzedaży których dochód przeznaczany jest na kolejne edycje festiwali. Profil wydawnictwa, to głównie książki z dziedziny literatury faktu – wywiady, reportaże, książki przyrodnicze, eseje historyczne związane z szeroko pojętym Wschodem (który zaczyna się na wschód od Wisły), Polską północno-wschodnią (Podlasie, Białostocczyzna, Suwalszczyzna), naturą, kulturą i przyrodą oraz związkami człowieka z przyrodą.
9
Eлектронна книга

Patrząc na Wschód. Przestrzeń, człowiek, mistycyzm

Piotr Brysacz, Andrzej Stasiuk, Mariusz Wilk, Jacek Hugo-Bader, ...

W niemym zachwycie jak foka śledzie pochłonąłem książkę Patrząc na Wschód, w której o swych fascynacjach i zainteresowaniach opowiada przednie grono pisarzy i reporterów. Każdy z nich napisał rzeczy świetne o ziemiach i ludach za Bugiem, a tu zebrani w jednym tomie przyrządzają przedni koktajl czytelniczo-podróżniczo-intelektualny. Dla wszystkich zapatrzonych na Wschód, przekonanych, że tu się Wschód zaczyna, to porywająca lektura. Ale jeszcze bardziej poleciłbym ją przekonanym, że jesteśmy odwiecznymi "Europejczykami", którzy po latach przymusowej rozłąki powrócili na prastare łono. Marcin Meller, "Newsweek" Ta książka to wielogłos na temat Wschodu. Czym jest Wschód, gdzie się Wschód zaczyna, na ile Wschód to geografia, na ile mentalność, "inność"? Piotr Brysacz pytał pisarzy, reporterów, dziennikarzy i podróżników, którzy znają jak własną kieszeń tamtą część świata, o to, co ich tam ciągnie i nieustannie każe wracać. Wśród rozmówców znaleźli się: Andrzej Stasiuk, Mariusz Wilk, Jacek Hugo-Bader, Magdalena Skopek, Jędrzej Morawiecki, Michał Książek, Wojciech Górecki, Maciej Jastrzębski, Wacław Radziwinowicz, Wojciech Śmieja i Włodzimierz Pawluczuk. To opowieść rozpięta pomiędzy Jamałem, Jakucją, Moskwą, Krajem Krasnojarskim, Kaukazem, Karelią i Grzybowszczyzną na Podlasiu. Opowieść o wielu twarzach Wschodu. Dopełnieniem książki są świetne i zaskakujące fotografie autorstwa m.in. Jacka Hugo-Badera, Mariusza Wilka, Magdaleny Skopek, Michała Książka, Wojciecha Śmiei, Wojciecha Góreckiego, Marka Doleckiego oraz Piotra Jaxy.

10
Eлектронна книга

Z Matką Boską na rowerze. Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia

Wojciech Koronkiewicz

Co za piękna, mądra książka! Forma? Jak to u Koronkiewicza: czasem jak powiastka dla trochę większych dzieci. Ale treść? Tu przecież jest cała mistyka Podlasia. To książka nie tyle o kontemplacji ikon, co naszego, "tutejszego", DNA: splotu nici Zachodu i Wschodu, nie do rozplątania. To tu pod Dąbrową, Orlą, Zabłudowem od wieków jest przecież i Rzym, i Kraków, i Moskwa, i Wilno i Bizancjum. Po co szukać dalej, więcej? Żeby napisać taką książkę trzeba być stąd, z tego trzęsącego się co chwila kolejnym sporem uskoku tektonicznych płyt religii, narodów, kultur. Ale też trzeba lubić ludzi. Koronkiewicz jak nikt umie odmalować ciepłe światło niespiesznych rozmów ludzi pogranicza. Ćwierć wieku temu zostawiłem je, wyjeżdżając w rozkrzyczany świat. Dobrze wiedzieć, że ono wciąż tam jest. Teraz, kiedy ktoś mnie zapyta: "Ale co tam właściwie takiego? O czym jest to twoje Podlasie?" - po prostu podaruję mu tę książkę. SZYMON HOŁOWNIA Dużo tutaj Matek Boskich, zaś rowerowi poświęcił autor zadziwiająco mało uwagi, ale to chyba dlatego, że proste prawdy pociągają go bardziej niż złożone mechanizmy. JACEK PODSIADŁO NOTA O AUTORZE Wojciech Koronkiewicz, urodzony w Białymstoku w kwietniu 1969 roku, syn Janusza i Danuty. Mieszkał po pół roku w Paryżu, Nowym Jorku i Warszawie, ale zawsze wracał. W Białymstoku czuje się najlepiej. Rodzina katolicka, ale dziadek prawosławny. W dodatku maszynista! Na parowozie jeździł. Jak go Babcia zobaczyła, ślub w tydzień był! Wojciech Koronkiewicz jest dziennikarzem. Kiedyś pisał wiersze i malował po ścianach. Filmy kręcił. Teraz wyprowadza psy ze schroniska. Ma piękną żonę, dwoje dzieci i kota. Jeździ rowerem.

11
Eлектронна книга

Gruzja. Opowieści z drogi

Marcin Sawicki

Tak pisze człowiek zakochany. Marcina Sawickiego fascynuje w Gruzji wszystko: zabytki, przyroda, ludzie. A będąc człowiekiem młodym, nie miał okazji poznać tego kraju przed turystycznym boomem, gdy z jednej strony panowała wszechobecna korupcja i plenił się bandytyzm, ale z drugiej - niemal każdy zapraszał przybysza na wino i szaszłyk, co dziś jest po prostu niemożliwe. Cały czas jednak czujemy się tam jak w domu, czego ta książka przekonująco dowodzi. Wojciech Górecki Marcin Sawicki, historyk z wykształcenia, nauczyciel z zawodu, włóczęga z zamiłowania, autor kilku reporterskich i podróżniczych książek (m.in. wydanego w wydawnictwie Paśny Buriat w 2019 roku Ludzkiego klepiska. Historii z Pogranicza: Białorusi, Litwy i Polski) zabiera nas tym razem do Gruzji. A że usiedzieć na tyłku nie potrafi, to ciąga nas po tej Gruzji w górę i w dół, w prawo i w lewo mapy, głównie marszrutkami, bo innych środków transportu nie uznaje... Pełna jest ta jego opowieść kurzu z bocznych dróg, smaku czerwonego wina i lepkich soczystych brzoskwiń, ale także - a może nawet przede wszystkim - zwykłych ludzkich historii. Sawicki lubi i umie słuchać i chętnie opowiada o tym, jak żyje się gdzie indziej... Bo przecież po to się rusza w drogę, by dowiedzieć się czegoś o Innych, by przejrzeć się w Innych jak w lustrze i dowiedzieć się czegoś o sobie samym... Jedźmy więc już, jedźmy! Gruzja. Opowieści z drogi to lektura przede wszystkim dla tych, którzy swoją przygodę z magicznym Kaukazem zaczynają i wolą barwną i pełną odniesień do bogatej gruzińskiej historii i kultury opowieść włóczęgi zamiast suchej listy miejsc do zaliczenia, jaką znaleźć mogą w pierwszym lepszym przewodniku... Znakomitym dopełnieniem tych "opowieści z drogi" są przepiękne, kolorowe fotografie autorstwa podróżnika i fotografa, Piotra Malczewskiego.

12
Eлектронна книга

Pływające krowy, czyli zdrowo zakręconego Podlasia i nie mniej zakręconej Suwalszczyzny część druga

Urszula Arter, Wojciech Koronkiewicz

O KSIĄŻCE: Kiedy oddawałem w Wasze ręce tom pierwszy Podlasia zdrowo zakręconego - opowieści Wojciecha Koronkiewicza o ludziach, którzy na Ścianie Wschodniej żyją z marzeń, w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że cieszyć się ona będzie tak dużym zainteresowaniem... Patrzyłem ze zdumieniem, jak książka krąży po całej Polsce, jak na jej podstawie organizowane są wycieczki po Podlasiu oraz Suwalszczyźnie, jak w mediach społecznościowych krążą zdjęcia, na których bohaterowie tej książki, w książce, przy rozdziałach, których są bohaterami, składają autografy... Uśmiechałem się, bo nie było w zasadzie spotkania autorskiego, na którym Wojtkowi nie zadano sakramentalnego pytania: czy będzie część druga Podlasia zdrowo zakręconego? Przez długi czas nie mogłem zrozumieć, na czym polega fenomen tej książki, aż wreszcie do mnie dotarło: przecież to opowieść o Suwalszczyźnie i o Podlasiu przez pryzmat ludzi, którzy tam mieszkają... A żaden, nawet najbardziej misternie ilustrowany przewodnik, nie zachęci do odwiedzenia danej części świata bardziej niż zwykła ludzka opowieść... Bo Miejsce to przede wszystkim ludzie... Wojtek, który jak mało kto, umie i lubi (bo to nie zawsze idzie w parze) słuchać, już dawno to zrozumiał, zrozumieliście Wy, i w końcu do mnie to dotarło... Dlatego dostajecie to, na co tak długo czekaliście: część drugą opowieści o ludziach, którzy żyją z marzeń, autorstwa Wojtka i Urszuli Arter, bez której książki tej długo by jeszcze nie było... Przyjeżdżajcie na moją ukochaną Ścianę Wschodnią, posłuchajcie opowieści, dobrze zjedźcie, lecz wyjedźcie z uczuciem niedosytu i wracajcie... Zapraszam serdecznie do smakowitej podróży po zdrowo zakręconym Podlasiu i nie mniej zakręconej Suwalszczyźnie! Piotr Brysacz, wydawca, dyrektor artystyczny festiwalu literackiego Patrząc na Wschód O AUTORACH: Urszula Arter - urodzona i wychowana w Lidzbarku Warmińskim. Mieszkała też w Poznaniu, Ciechanowie, Łodzi i Warszawie. Białystok sobie wybrała i wyprowadzała się z niego trzy razy. Aż została. Ma papiery na pedagoga-kulturoznawcę, socjoterapeutę i menadżera kultury. Oprócz tego była: zbieraczką owoców, sprzątaczką, prasowaczką czapek, pomywaczką, barmanką, dziennikarką, dyrektorką, korektorką, animatorką, sekretarką, redaktorką, recytatorką, przedstawicielką handlową, pieśniarką, konferansjerką, rzeczniczką. Obecnie pracuje w urzędzie. Jest matką dwóch córek. Wielbi książki, ludzi, głośną muzykę i długie rozmowy. Lubi rękodzieło i gotowanie "nawinie". Wojciech Koronkiewicz, urodzony w Białymstoku w kwietniu 1969 roku, syn Janusza i Danuty. Mieszkał po pół roku w Paryżu, Nowym Jorku i Warszawie, ale zawsze wracał. W Białymstoku czuje się najlepiej. Rodzina katolicka, ale dziadek prawosławny. W dodatku maszynista! Na parowozie jeździł. Jak go Babcia zobaczyła, ślub w tydzień był! Wojciech Koronkiewicz jest dziennikarzem. Kiedyś pisał wiersze i malował po ścianach. Filmy kręcił. Teraz wyprowadza psy ze schroniska. Ma piękną żonę, dwoje dzieci i kota. Jeździ rowerem. Autor książek Z Matką Boską na rowerze. Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia, Podlasie zdrowo zakręcone. Podróż po krainie niezwykłych ludzi i zapomnianych smaków oraz Nie zbiera się jabłek z tego sadu. Podróż do grobów, duchów i ukrytych skarbów Podlasia. FRAGMENT KSIĄŻKI: Jedziemy zobaczyć ostatnie pływające krowy. Osiem sztuk, które co rano przepływają rzekę w drodze na pastwisko. Niegdyś zjawisko bardzo popularne. Jeśli łąki znajdowały się na drugim brzegu rzeki, a do mostu było daleko, wganiało się krowy do wody i płynęły. 25 lat temu dla Telewizji Białystok nagraliśmy z Krzyśkiem Więckowskim krowy płynące przez Narew w Niwkowie pod Wizną. 10 lat temu widziano pływające krowy w Brzostowie nad Biebrzą. Czy nadal tam pływają? Tego nie wiem. Wiem, że nad Bugiem wciąż płyną. Droga zwęża się coraz bardziej, asfalt zamienia się w szutrówkę i w końcu skręca do lasu. Jakieś domy. To tu. Dalej jest tylko rzeka. Szeroka, rozlana, podchodzi aż pod budynki. Przyjmuje nas pan Bolesław. Prowadzi do domku na skarpie. Rozsuwa okna. Bo nie wystarczy przecież patrzeć. To trzeba słyszeć, to trzeba czuć. Wielka rzeka płynie wprost na nas. - 1 maja minie 22 lata, gdy zdecydowaliśmy się otworzyć agroturystykę - mówi pan Bolesław. - Ludzie pukali się w głowę. Nie dawali nam szans. Mówili, że przegramy. A ja dzisiaj wiem, że wygraliśmy. Dużo osób nam nawet zazdrości. Że się powiodło. Tymczasem nie ma co zazdrościć. Trzeba spróbować. We wsi jest kilka gospodarstw, które przyjmują gości. Mówi zupełnie inaczej niż człowiek z miasta. Ale też inaczej niż reszta województwa. Jest w jego akcencie coś nowego. Czy to już wpływ pobliskiego Mazowsza? - Jesteście na samym końcu Podlasia - mówię. - Albo na początku. Tymczasem wygraliście konkurs na najlepszą agroturystykę. - Tak - uśmiecha się Bolesław. - Komisja przyjechała i powiedziała, że za sam widok. Nikt nie miał takiego widoku! Nikt! Już bliżej rzeki nie można mieszkać. Tymczasem widziałem, że niektórzy się reklamują, domek na Bugiem, 5 km od rzeki. A u nas wszędzie woda. - O tych krowach chciałem - mówię. - Och, krowy! - Bolesław łapie się za głowę. - My to już piąte pokolenie. Pradziadek, dziadek, ojciec, ja i moja córka Dominika. Piąte pokolenie, które nie przerwało przepędzania krów na drugą stronę rzeki. Pan nie znajdzie takiego miejsca w Europie. Z taką tradycją. 50 lat temu dużo osób się trudniło przepędzaniem bydła. Bo łąki są na drugim brzegu. I jakby krowy szły przez most, to 40 kilometrów musiałyby dziennie robić. - Więc pan wpędza krowy do wody i one sobie płyną - mówię. - No, to nie takie proste - śmieje się Bolesław. - Bo stado podstawowe już pływa. Ale są młode sztuki, więc trzeba je przyuczyć. Bo krowa umie pływać, ale za pierwszym razem jest stres, obawa. Boi się wody. Bariera taka. Potem jest to przyjemne. Ale pierwsze przepłynięcie, to czepiamy sznur do rogów i płyniemy powoli w pychówce. Kiedyś, jak mieliśmy stado 30 krów, to tak jak w westernie. We dwóch albo we trzech. Z obu stron. - Teraz płynie osiem krów - mówię. - Osiem, czasem dziesięć - mówi Bolesław. - Zrezygnowaliśmy z oddawania mleka do mleczarni. Teraz na własne potrzeby mamy. Przerabiamy je sami. Na sery, na masło. - Widziałem, dwie krowy w szklarni stoją - mówię. - Potrzebowałem trochę nawozu pod warzywa i pomidory - mówi Bolesław. - Zamiast nosić z obory, przyprowadziłem do środka krowy. Bardzo im się tam podoba. Ciepło mają i oglądają całe podwórko. Po kilku dniach je zabiorę, ziemię skopię i ogródek mam gotowy. - To prawda, że krowy nie mogą się już doczekać pływania? - pytam. - Prawda, już mi czasem uciekają - mówi Bolesław. - Widzą, że na drugim brzegu trawa zielona. I jak słońce zaświeci, to kąpać się chcą. Są ludzie, którzy mówią, że zwierzęta nic nie rozumieją. Tymczasem zwierzęta lepiej rozumieją jak ludzie. Tylko my ich nie rozumiemy. Prowadzam krowy do wodopoju, więc widzę ich radość. Tu była taka pani, która teledysk nagrywała. Pani Sanah. I ona mówi, że nie pije mleka. Ale od moich krów się napije. Bo one takie czyste. Jak mają być brudne, gdy kąpią się dwa razy dziennie? Mało który człowiek się kąpie dwa razy w ciągu dnia. Na pastwisku też się nie brudzą. - Ludzie specjalnie przyjeżdżają, żeby zobaczyć pływające krowy? - pytam. - Tak, to nasza największa atrakcja - śmieje się Bolesław. - Jedna pani aż spod Olsztyna przyjechała zobaczyć. Bo szukała wszędzie i nigdzie już nie ma. Nawet na Narwi. Tylko u nas. Jak zrobiła nam reklamę, to w zeszłym roku nazjeżdżało się fotografów z całej Polski! - Więc kiedy rano idziecie przeganiać krowy, to najpierw budzicie gości: "Wstawajcie! Wstawajcie! Krowy idą pływać!" - mówię. - Sami już na brzegu czekają! - śmieje się Bolesław. - Kajaki pożyczają, żeby mieć lepsze ujęcie. Na pychówkę wchodzą. Jedna pani zrobiła zdjęcie i wygrała konkurs na najlepsze zdjęcie wakacji. Na okładkę trafiło w "Gazecie Współczesnej". Przysłała nam potem tę gazetę. Reklamy nigdy za dużo! - Słyszałem, że jedna krowa 20 lat ma, to prawda? - pytam. - Tak, to prawda - mówi Bolesław. - Ten sezon jeszcze popływa. Już trochę odstaje. Najsłabiej płynie. Zostaje w tyle. Już trochę podupada. - Bo krowy ile żyją? - pytam. - W takich oborach specjalistycznych, w fabrykach mleka - zastanawia się Bolesław - to siedem lat. Góra dziesięć. Tak słyszałem od weterynarzy. - Krówka całe życie przypięta do rury w oborze. - mówię. - Świata na oczy nie widziała, po trawce nie biegała, siedem lat i do widzenia! A u was i łąka, i sobie jeszcze popływa. Nic dziwnego, że formę ma! - I na plaży poleży sobie jeszcze - mówi Bolesław. - Bo na drugim brzegu plaża jest. I jak jest ciepło, bo Polska to bardzo ciepły kraj teraz, to krówka podje trawy i wchodzi do rzeki się schłodzić. Potem znów podje. Na piasku się rozłoży. Jak w Grecji. Jak chcą się położyć, a mają trawę i piasek, to wybierają piasek. - Nic dziwnego, że dożyła 20 lat - mówię. - I osiemnaście cielaczków miała - śmieje się Bolesław. - Muszę poznać tę bohaterkę - powiadam. - Ale zanim pójdziemy, to o grzybach muszę wspomnieć. Podobno goście przyjeżdżają do Was z własnymi suszarkami. - Przez te 22 lata oddałem może kilka przyczep grzybów - mówi Bolesław. - Lubię, gdy ludzie są zadowoleni. Więc prowadzę do grzybnych miejsc. Pokazujemy co i jak zbierać, bo niektórzy miastowi nie umieją. Nieraz i przebieramy razem grzyby, bo rozmaite goście zbierają. Są oczywiście grzybiarze zawołani, którzy biorą już własne suszarki, aby więcej grzybów wywieźć. Tylko mało kto pamięta, że ceny energii wzrosły i jak taka suszarka cały dzień pracuje, to my potem płacimy rachunek. Wystarczyłby napiwek. Ryba też ciągle w Bugu jest. Choć nie tak dużo jak kiedyś. Zabieram ludzi na wędkowanie. Na kajaki. Na bobrze tamy. Mamy też w ofercie pływanie w trzech rzekach. W Bugu, w Nurcu i Pychłówce. Wyprawa na cały dzień. Brodzimy, pływamy, moczymy się. Jedna pani, lat może 50, kiedy wróciła po południu z takiej wycieczki, powiedziała: "Ja pierwszy raz w życiu czuję głód". Dziwne, nie? Bo my bierzemy tylko wodę. I cały dzień na świeżym powietrzu. Pływał pan jednego dnia w trzech rzekach? - Widzę, jak się pan uśmiecha - mówię. - Pan to lubi, prawda? - To trzeba kochać - śmieje się Bolesław. - Inaczej pan pęknie!

13
Eлектронна книга

Kalendarz ptaków. Opowieści o ptasim życiu i zwyczajach na cały rok

Marek Pióro

Marek Pióro to z całą pewnością jeden z najlepszych i najważniejszych popularyzatorów ptasiarstwa w Polsce. Ze świetnym, lekkim piórem i ogromną wiedzą. Tysiące czytelników internetowej Plamki Mazurka nie mogą się mylić. A do tego wszystkiego jest jeszcze nadzwyczajnie pracowity, bardziej pracowity niż sikora bogatka w szczycie sezonu lęgowego. Kalendarz ptaków to nie jest wydawnictwo okolicznościowe, które za 12 miesięcy wyniesiecie do piwnicy. To jest pasjonująca książka, prawdziwa kopalnia wiedzy ornitologicznej. Czytajcie przez cały rok, co rok. Stanisław Łubieński To książka napisana z miłością i z miłości do ptaków. Adam Wajrak Nota o autorze Marek Pióro - dumny nosiciel swojego nazwiska. Bo tylko pióro odróżnia ptaki od innych stworzeń. Pewnie dlatego najbardziej pierzasty ambasador Rzeczpospolitej Ptasiej. Miłośnik pójdziek, bocianów białych, jak i czarnych, rybitw białoczelnych, dzierlatek, płomykówek, kruków, zimorodków, jerzyków, wróbli, puszczyków, żurawi, krogulców i pozostałych pierzastych istot. Tropiciel przysłów, mitów, herbów, legend i podań związanych z ptakami oraz ptasich śladów w historii, religii czy sztuce. Od jedenastu lat nieustannie zaprasza do rozmów o ptakach na kultowym wśród ptasiarzy (i nie tylko) blogu przyrodniczym www.plamkamazurka.pl. Fragment książki: "Mogę powtórzyć za Sy Montgomery, autorką między innymi Ptakologii, że dzięki ptakom poznałem wielu fantastycznych ludzi i przeżyłem dzięki nim wiele miłych przygód. Ptaki otworzyły mi oczy na inny wymiar: wymiar piękna, które mamy na wyciągnięcie ręki, a którego zwykle nie dostrzegamy. Bardzo się cieszę, wręcz jestem dumny z tego, że iluś osobom swoimi opowieściami otworzyłem oczy na ten świat. Ideą powstania bloga była prosta myśl: pogadajmy o ptakach. O tym, co one robią w krzakach albo w trzcinie, albo na skraju lasu... I o tym, jakie jest ich miejsce w życiu człowieka. Taka też i jest rola tej książki, która jest naturalną konsekwencją bloga... Dzięki blogowi i ptakom więcej czasu spędzam na świeżym powietrzu, pośród zieleni, w ciągłym ruchu... Badania potwierdzają, że zielony kolor sprawia, że czujemy się bardziej szczęśliwi, ruch nie pozwala nam zardzewieć, no a ptaki, ptaki są przyczyną tych pozytywnych doznań w życiu...".

14
Eлектронна книга

Pożegnanie z Rosją

Tadeusz Klimowicz

Pożegnanie z Rosją, to eseistyczna narracja nie stroniącego od sarkazmu pesymisty o kraju i jego mieszkańcach, którym ich bogowie proponują życie w powieściach Zamiatina, Orwella czy Huxleya. Większość Rosjan wymienia więc u Wielkiego Inkwizytora swoją wolność na dystopijne szczęście. Głównym bohaterem tej książki jest mentalność rosyjska i generowane przez nią zjawiska - od nacjonalizmu i myślenia o Rosji w kategoriach imperialnych poczynając, a na wpisanej w jej DNA pokorności kończąc, która definiuje między innymi stosunek do władzy i władcy (akceptacja jego sakralności i lizanie - jak napisał Michaił Szyszkin - przez kolejne pokolenia "carskiego buta"). Tadeusz Klimowicz pisze też o Cerkwi, o micie założycielskim putinizmu (raszyzmu), o trwającej od 2014 roku wyprawie Rosjan po święty Graal, o postrzeganiu przez Rosjan Polski (tego "psa łańcuchowego Zachodu"), o wyborach (tych życiowych i tych urnowych), o cenzurze i o nieprzemijającej modzie na donoszenie. Porywająca i poruszająca lektura. Autor dokonuje gorzkiego i do głębi smutnego pożegnania. Nie rezygnuje przy tym z błyskotliwego, choć czarnego humoru. Zanurzamy się z nim w odwilżowej Rosji, patrzymy jak iskrzy pomiędzy narratorem i Imperium. W całym kraju trwa "wielkie żarcie" zakazanego owocu: książek, filmów, grzesznych i nieprawomyślnych myśli. Karnawał wolności. Zaraz potem budzimy się jednak "w świątyni straconych złudzeń". To koniec polifonii. Każda inność "zgrzyta po raszystowskim szkle". Patrzymy na czyszczenie placu, na karczowanie odchyleń, kraj jednej idei oraz jednej Cerkwi. Powraca sowiecka pruderia, donosy i dystopijne samodonosy. Znika telewizja "Deszcz", w innych mediach nadchodzi susza. Na ekranie dojarka składa życzenia milicjantom. Milicjanci tropią piątą kolumnę. Zdrajców osądzi bogonośny car. Dorwie ich i wykończy w kiblu, obiecał to osobiście. Jest już tylko demokracja suwerenna. Pomroczność jasna. Nie ma nawet o czym pić. Rosjanom pozostaje żądza cierpienia i cichość serca. "Jesteśmy dumni z przeszłości, bo nie mamy przyszłości". Obywatele posłusznie zasypiają. Nowy wspaniały świat jest właśnie teraz. JĘDRZEJ MORAWIECKI, dziennikarz, reporter, autor m.in. reportażu Szuga. Krajobraz po imperium Parę lat temu byłem na Syberii: samolotem dotarłem do Tomska, a potem jechałem koleją transsyberyjską do Irkucka, dalej wodolotem na wyspę Olchon na Bajkale. Tam jest prawdziwa Rosja (nie w Moskwie czy w Petersburgu), Rosja właściwie głosujących wyborców, matecznik każdego kolejnego przywódcy. W widzianych z okien pociągu chatach mieszkają kolejne pokolenia Iwanowów, Pietrowów, czy Popowów. Ich rodzice tam mieszkali, a wcześniej dziadkowie i pradziadkowie. Cieszą się, że stać ich na chleb i podstawowe artykuły, co w latach dziewięćdziesiątych nie było takie oczywiste. Są wdzięczni Putinowi, tak jak ich rodzice byli wdzięczni Breżniewowi, a ich przodkowie Mikołajowi II czy Aleksandrowi III. Ludzie z głubinki. Sól ziemi ruskiej. Homo russicus i jego kolejne wcielenia. Tadeusz Klimowicz NOTA O AUTORZE: Prof. dr hab. Tadeusz Klimowicz (ur. 1950) - wrocławski badacz literatury i kultury rosyjskiej. Autor kilku książek, m.in.: Poszukujący - nawiedzeni - opętani (Z dziejów spirytyzmu i okultyzmu w literaturze rosyjskiej), Obywatele Arkadii. Losy pisarzy rosyjskich po roku 1917, Przewodnik po współczesnej literaturze rosyjskiej i jej okolicach (1917-1996), Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach. Jego artykuły i eseje ukazywały się w zeszytach naukowych (m.in. "Teksty Drugie", "Slavia Orientalis", "Slavica Wratislaviensia", "Przegląd Rusycystyczny", "Studia Rossica Posnaniensia") oraz na łamach czasopism literackich, społeczno-kulturalnych i społeczno-politycznych ("Pismo Literacko-Artystyczne", "Odra", "Zeszyty Literackie", "Literatura na Świecie", "Przegląd Polityczny", "Jelenkor", "Меценат и мир", "Новая Польша") oraz dzienników ("Gazeta Wyborcza"). Wybrał i opatrzył posłowiem dwujęzyczny tom poezji Mandelsztama Nikomu ani słowa..., jest także autorem posłowia do Opowiadań kołymskich Szałamowa, w latach 2010-2016 współpracował przy wydaniu Dzieł zebranych Herlinga-Grudzińskiego redagowanych przez profesora Włodzimierza Boleckiego. Od kilku lat prowadzi blog From Russia with(out) Love.

15
Eлектронна книга

Prypecią do Nobla. Reportaż z krainy mokradeł i bursztynu

Hanna Kondratiuk

Sajczuk, sztemper, mury, hyry to imiona najsławniejszych wiatrów poleskich. Jest tych wiatrów dwanaście. Trzeba wiedzieć jak przed nimi się bronić. Dopytała o to Hanna Kondratiuk i dzieli się z nami. Dowiedziała się także mnóstwa innych rzeczy, które bardzo się przydadzą podczas wyprawy nad Prypeć, nad Pinę, albo do Nobla. Codziennych, praktycznych, historycznych, baśniowych. O sposobach podróży, o sporządzaniu kindziuka, który będzie świeży przez rok, o tym jak len może obrzydnąć, że choć ty płacz, o zatopionych cerkwiach, o piosenkach i pieśniach, o tym, dlaczego przemyt jest sprawą kobiet... W drogę więc, na razie na kartkach książki, a jak się da - w realu, śladami autorki. Polecam! Małgorzata Szejnert, reporterka, autorka m.in. Usypać góry. Historie z Polesia Kiedy czytam tę opowieść Hanny Kondratiuk, przychodzą mi do głowy słowa Poleszuka, Ryszarda Kapuścińskiego z Podróży z Herodotem: "Herodot podróżuje, żeby odpowiedzieć na pytanie dziecka: skąd biorą się na horyzoncie statki? Skąd się pojawiają? Skąd przypływają?". Bo w Prypecią do Nobla. Reportażu z krainy mokradeł i bursztynu odnajduję ten sam rodzaj ciekawości, zadziwienia i poszukiwania odpowiedzi na pytania nie fundamentalne, lecz na pozór oczywiste. Bo to nie jest opowieść o losach świata, o mechanizmach światem rządzących, lecz o codzienności - o nanizanych na nitkę życia drobiazgach... W co wierzą "gdzie indziej", tam, skąd przypływają statki? Jak się ubierają? Co jedzą? Co hodują w ogródkach? Co śpiewają i po jakiemu śpiewają? Jakie bajki opowiadają, czym karmią wyobraźnię, co piją i dlaczego płaczą? Jeśli macie tak, że gdy ruszacie w drogę i - mijając domy, w których drzwi lub okna są pootwierane - nie możecie oprzeć się pokusie, by przez te okna i drzwi zajrzeć, aby zobaczyć jak żyją Inni, aby choć przez chwilę pożyć cudzym życiem, to właśnie dla Was jest ta opowieść. Jedźcie z Hanną na Polesie, posiedźcie w ogródku, połaźcie po poleskich błotach, pośpiewajcie, wypijcie, przejrzyjcie się w oczach Innego... Nie pożałujecie! Piotr Brysacz, dziennikarz, dyrektor artystyczny festiwalu literackiego Patrząc na Wschód Każdego z nas pochłania bezmiar marzeń. A kiedy przychodzi czas, gdy marzenia stają się rzeczywistością, to czy wypada zatrzymać to dla siebie i cieszyć się z powodu tego, co się przeżyło, ujrzało, zapamiętało? A może warto opowiedzieć o tym innym? Jednak, aby móc to zrobić, trzeba od Najwyższego dostać dar - dar uważności, umiejętności skupienia się na Innym, a nie na sobie, umiejętności słuchania i obserwowania otaczającego nas świata, a także dar pokory. Hanna Kondratiuk niewątpliwie ten dar od Najwyższego otrzymała... Piszę te słowa, będąc pod ogromnym wrażeniem Prypecią do Nobla, kolejnej książki mojej redakcyjnej koleżanki, której żywiołem jest podróż, czucie i obserwacja świata. Tym razem "za historiami" pojechała na Polesie, które, urodzonej i dorastającej w krainie kurhanów i błot, w podlaskiej Kotłówce, Hannie jest szczególnie bliskie. Zapach ziemi, zagony owiane wiatrem i opalona w słońcu twarz od wpatrywania się w błękitne niebo, po którym płyną letnią porą śnieżnobiałe obłoki. To wszystko Hanna zna z dzieciństwa i odnalazła to wszystko nad Prypecią, pośród poleskich błot i mokradeł. Świat z dziecięcych marzeń i snów, którego za chwilę już nie będzie... Eugeniusz Wappa, redaktor naczelny Tygodnika Białorusinów w Polsce - "Niwa" NOTA O AUTORZE Hanna Kondratiuk (Anna Kondratiuk-Świerubska) urodziła się w Kotłówce na Podlasiu. Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego. Od 1993 roku pracuje w Tygodniku Białorusinów w Polsce - "Niwa"; autorka książek: W stronę Tarasiewicza (2002), Carskaja Tryzna (2007), Dziadowskie tournee z Anatolem S. (2010), Białoruś. Miłość i marazm (2013), Pa Prypiaci pa Nobiel (2017, w języku białoruskim). Mieszka w Białymstoku.

16
Eлектронна книга

Pogranicza. Krótki kurs budowania granic. Reportaże z Bałkanów, Etiopii, Europy Wschodniej, Kaukazu, Polski i Ziemi Świętej

Mateusz Styrczula

Nie jest to opowieść o geopolityce, ani o mechanizmach rządzących polityką stawiania murów i zasieków, lecz jest to opowieść o życiu zwykłych ludzi w cieniu tych zasieków... Mateusza Styrczuli w tej książce nie ma, są za to oczy Innych, wypełnione strachem, przerażeniem albo nienawiścią, oczy Innych, w których możemy przejrzeć się jak w lustrze... Kapitalne reportaże... PIOTR BRYSACZ, dziennikarz, wydawca, dyrektor artystyczny festiwalu literackiego Patrząc na Wschód Książka, którą, drogi Czytelniku, trzymasz w rękach, składa się z opisu moich wizyt w pozornie niemających ze sobą wiele wspólnego zakątkach Bałkanów, Kaukazu, Europy Wschodniej, Ziemi Świętej, polskich pograniczy, a nawet Etiopii. Kluczem do zrozumienia tego, czego szukałem w rozmowach z poznanymi tam ludźmi, jest właśnie granica. Ten twór, który w pewnych miejscach istnieje wyłącznie w głowach ludzi, w innych przyjmuje postać granicy wojennej - tam każdy niewłaściwy ruch może się skończyć śmiercią. Moim celem nie jest jednak wyłącznie opisanie procesu jej przekraczania, lecz przede wszystkim obserwowanie ludzkich uczuć, które wiążą się z jej istnieniem. Moim bohaterom towarzyszy cały wachlarz emocji: strach, niepewność, nienawiść, bezsilność, poczucie przegranej albo będące na drugim biegunie pogodzenie się z faktami i celowe zapominanie o jej istnieniu. Granice, po których się poruszałem, nie zawsze były związane z kontrolą paszportową. Część z opisanych murów przestała istnieć fizycznie kilkadziesiąt lat temu, część kilkadziesiąt czy kilka lat temu dopiero się pojawiła. Powstanie niektórych wisi w powietrzu. Niektóre przyniosły rany świeże, inne są już zabliźnione - ale zawsze z tego obrazu wyłania się bezsilność jednostki wobec czegoś większego. Czasem jest to religijna, ekonomiczna albo etniczna dominacja jednych nad drugimi, najczęściej po prostu aparat państwa, który nigdy nie pyta o zdanie maluczkich, zanim zbuduje zasieki nad ich głowami. W tym tomie reportaży opisuję wyprawy z kilku ostatnich lat, ale są one dziś niezmiennie aktualne. W obliczu kryzysu migracyjnego stary kontynent przypomniał sobie o granicach w bolesny sposób - i w równie bolesny sposób odczuwają je ci, którzy próbują przybyć do "twierdzy Europa". Jeszcze większym szokiem był wybuch pełnoskalowej wojny na Ukrainie. W rozdziale poświęconym Donbasowi zastałem konflikt zamrożony. Dziś linia frontu jest tam niebotycznie dłuższa. W najgorszy z możliwych sposobów przypomniała wielu z nas, że pokój nie jest dany raz na zawsze. Chciałbym dedykować tę książkę wszystkim podzielonym. Podzielonym swym własnym strachem przed Innym oraz podzielonym bezdusznością ludzi z długą bronią. Mateusz Styrczula O AUTORZE: Mateusz Styrczula (ur. w 1985 roku w Warszawie), magister politologii UKSW w Warszawie; autor artykułów naukowych i publicystycznych o tematyce bałkańskiej i wschodniej; stały współpracownik miesięcznika "Czasopis"; słowianofil i pasjonat lingwistyki języków słowiańskich; zna serbski, chorwacki, białoruski, ukraiński i rosyjski, jak i gwary podlaskie; z zamiłowania podróżnik po euroazjatyckich bezdrożach; varsavianista i numizmatyk. FRAGMENT KSIĄŻKI: "- Czy pana zdaniem za te dwadzieścia, trzydzieści lat Dolina Preseva będzie nadal w Serbii? Starszy Serb w mocno wysłużonym kapeluszu o nieokreślonym kształcie przerwał zamiatanie posesji. Oparł się o miotłę i spojrzał na mnie. - W 1980 roku nikt nie spodziewał się, że umrze towarzysz Josip Broz Tito. Bo miał być wieczny, jak to się pół żartem za mej młodości mówiło. W 1989 roku nikt się nie spodziewał, że w przeciągu kilku lat wybuchnie wojna i rozleci się nasza Jugosławia. Nikt się nie spodziewał, że opuścimy Kosowo i że będą nas bombardować ci zbrodniarze z NATO. Jeszcze te parę lat temu nikt nie wyobrażał sobie, że Czarnogóra wyjdzie z federacji i odwróci się do Belgradu plecami. A pan mnie pyta, co będzie za dwadzieścia lat? - powiedział, akcentując koniec każdego wypowiadanego zdania machnięciem palca wskazującego. Poprawił kapelusz i wskazał na albańską flagę na jednym ze słupów przy ulicy. - Widzi pan to? - No widzę. - Wygląda to panu na Serbię? Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Staruszek rozłożył ręce i wrócił do zamiatania".