Publisher: PRIMUM VERBUM
Primum Verbum specjalizuje się w wydawaniu książek naukowych i popularnonaukowych z zakresu szeroko pojętej humanistyki i nauk społecznych. W kręgu naszych ścisłych zainteresowań znajdują się także wartościowe publikacje o charakterze poradnikowym i zawodowym. Z otwartością przyjmujemy również ambitne propozycje z zakresu literatury pięknej. Autorami naszych książek są zarówno wybitni specjaliści reprezentujący różne kręgi akademickie (ponad 50% twórców naszych publikacji to profesorowie uniwersytetów), jak i początkujący pisarze – humaniści i pasjonaci, którzy poprzez prowadzone badania i poruszane problematyki realnie wpływają na aktualny stan wiedzy, a tym samym przyczyniają się do popularyzowania i wzbogacania całego dorobku i dziedzictwa kulturowego
25
Ebook

Harry Potter i zagrożenia duchowe

Anna Rogala

Celem pracy Anny Rogali jest analiza pojęcia „zagrożenia duchowego” oraz znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego cykl powieści o małym czarodzieju został do takiego rodzaju zagrożeń zaliczony. Autorka poddaje wszechstronnej, niezwykle błyskotliwej analizie wypowiedzi krytyków sagi o Potterze: księży, chrześcijańskich dziennikarzy, socjologów, pisarzy, a nawet papieża Benedykta XVI. Autorka, wykazując się nadzwyczajną znajomością tła kulturowego, dokonuje dogłębnej analizy symboliki powieści oraz poszczególnych motywów w nich występujących. Lokuje dzieła w kulturze europejskiej, wykazując zarówno związki z postaciami historycznymi (np. Mikołaj Flamel), chrześcijańską ikonografią (jednorożec jako symbol Chrystusa) oraz klasyką literatury. Na tym tle ukazuje niespójność i brak logicznego umocowania argumentacji oponentów cyklu o Harrym Potterze. Co więcej, Anna Rogala bardzo przekonująco pokazuje podobieństwo wspomnianej argumentacji do tej, która pojawia się w różnorakich teoriach spiskowych.  Recenzowana książka powinna stanowić obowiązkowy, zdroworozsądkowy przewodnik dla wszystkich rodziców, którzy się wahają, czy pozwolić dziecku na lekturę Harry’ego Pottera. (fragment recenzji dra hab. Piotra Lewińskiego)

26
Ebook

Dyskurs artystyczny

Grażyna Habrajska (red.)

Oddawana do rąk Czytelnika monografia jest pokłosiem interdyscyplinarnych badań, prowadzonych przez pracowników wielu ośrodków naukowych o rozmaitym profilu badawczym, oraz kontynuacją serii NAUKA O KOMUNIKOWANIU. Monografia została podzielona na cztery zasadnicze części: I. DYSKURS ARTYSTYCZNY W KOMUNIKACJI; II. DYSKURS ARTYSTYCZNY W LITERATURZE I W MUZYCE; III. DYSKURS ARTYSTYCZNY W MALARSTWIE I W FOTOGRAFII; IV. DYSKURS ARTYSTYCZNY W ARCHITEKTURZE.

27
Ebook

Moskwa, której już nie ma

Michael Fleischer

Moskwa, której już nie ma (1985) Michaela Fleischera to barwna, okraszona cierpkim humorem opowieść o Moskwie połowy lat osiemdziesiątych, do której trafił stypendysta z Niemiec. Składają się na nią luźne wspomnienia sytuacji, miejsc i osób, które jednak tworzą spójny obraz rzeczywistości opartej na sprzecznościach. W tym świecie autor odnalazł “jeszcze inny świat, wiele światów”, o których nieco opowiada i przyznaje: „Stąd zresztą później po latach wziął się w mojej teorii komunikacji społecznej pomysł na koncepcję światów równoległych. Wiem, to astrofizyka wymyśliła, ale Moskwa pokazała mi, że coś takiego jest też wśród i dookoła nas”. Dykteryjki przeplatane są czarno-białymi, niekorygowanymi zdjęciami, które sugestywnie szkicują klimat opisywanego świata. *** Jest rok 1985. Przyjechałem z Bochum do Moskwy zimą pociągiem. Jechało się prawie dwa dni w przedziałach sypialnych po cztery osoby, na korytarzu palił się piecyk węglowy i konduktorka gotowała wodę na herbatę. Piło się herbatę i wyglądało przez okno. Kiedy w Brześciu podnoszono wagon po wagonie, by wymieniać koła, do przedziału wchodzili robotnicy i odkręcali zawieszenie. Potem pociąg kiedyś ruszał i jechał dalej. Za oknem nie było nic, ciągnął się płaski krajobraz, czasem pojawiało się kilka wiejskich domków i dwa miasta. Tym drugim była Moskwa. Dworzec Białoruski. Z dwiema walizami wysiadłem. Przywitała mnie pani z Akademii Nauk, oddelegowana do przyjmowania takich jak ja. Miało nie być tak, by obcokrajowcy robili coś sami, a już na pewno nie, by sami korzystali z taksówek (to tu i tak trzeba było umieć) lub przyjeżdżali do hotelu i pytali o swój pokój (to też trzeba było tu umieć), nawet wtedy, kiedy wiedzieli, jaki to hotel. To wiedziała Akademia Nauk ZSSR; nie tylko dlatego, że był to jej hotel, stąd zresztą nazwa – Hotel Akademicki. Zatem zawiozła mnie do niego młoda asystentka z Akademii, którą zaskoczył fakt, że mówię po rosyjsku. Jak dotychczas pewnie nie potrafił tego nikt, kogo odbierała. Dotarłem do pokoju. Zostałem w nim przez rok. *** Całe wieczory i noce spędzaliśmy w tym jego ogromnym, wysokim na pięć metrów pokoju, zawieszonym obrazami, dywanami na ścianach, z dwóch stron pokoju znajdowały się nigdy nieotwierane drzwi, prowadzące kiedyś do innych pokoi mieszkających tam swego czasu państwa, a dzisiaj do pokoju innych rodzin obok. Drzwi o rzeźbionych ornamentach były wysokie, a za nimi był jeszcze inny świat, świat jakichś ludzi, niemających sobie nic do powiedzenia, ale nierzadko słyszących się przez te drzwi. Ściany pokoju pokryte były farbą o niedefiniowalnym kolorze, łuszczącą się lub odpadającą tu i ówdzie, pokazując swój kolor z czasów mieszkających tu poprzedników Saszy. Po kątach leżały jakieś przedmioty, będące wspomnieniami historii ważnych dla Saszy, lub dziś już nieważnych. Czasem szło się do kuchni, by coś ugotować. Kuchnia zastawiona była sześcioma kuchenkami, na i obok których stały wielkie garnki z jedzeniem lub czymś, co kiedyś nim było, stali ludzie gotujący coś i rozmawiający ze sobą lub nie. Kuchenki były kiedyś białe, dziś jednak przybrały już inne kolory. W kilku lodówkach trzymano to, co się w lodówkach trzyma. Trzeba było tylko wiedzieć, która jest Saszy. Wrażenie robiła też (jedyna) toaleta, głównie z powodu jej kształtu. Było to pomieszczenie wielkości może 1,5 metra kwadratowego, a wysokości właśnie pięciu metrów. Więc człowiek wchodząc tam, znajdował się w dziwnej, stojącej na sztorc rurze. Mieścił się i drzwi można było zamknąć, ale wrażenie było dziwne. Co jakiś czas odzywał się dzwonek u drzwi, wtedy zawsze przerywało się rozmowę, by liczyć ilość dzwonków. Kiedy ich liczba przekraczała tę lub nie dochodziła do tej, która dotyczyła Saszy, rozmowę się kontynuowało.

28
Ebook

Za rok, za dzień, za chwilę... Dzieje rodziny na Kresach i na zesłaniu

Maria Pinińska

Książka ta jest poświęcona pamięci Kazimierza Pocełujko, który w 1935 roku założył gospodarstwo rolnicze w osadzie Wołosowo o powierzchni 36 hektarów i wybudował tam dom dla swojej rodziny. W 1940 roku został wyrzucony ze swojej posiadłości wraz z żoną, sześciorgiem dzieci i sędziwym ojcem. Przez 6 lat zmagał się z trudnościami ocalenia swojej rodziny, najpierw w zesłaniu na Uralu, a potem w Kazachstanie. Życiu rodziny na zesłaniu towarzyszyła wizja utraconego raju – Wołosowa – i tęsknota za nim. Toteż w poszerzonym posłowiu Autorka przedstawia zbudowany już w Polsce osobisty “raj”, w którym wyraźne są przebłyski tego dawniej utraconego. Fragmenty “Zdarzyło się, że pewnego dnia Ojciec nie mógł odebrać codziennej zapłaty za pracę i polecił dziesięcioletniej wówczas Stasi, żeby to za niego zrobiła. Udała się więc do kantorku, przed którym ludzie czekali w długiej kolejce, i zajęła swoje miejsce na końcu. Po długim czekaniu kantorek w końcu otworzono, ale tylko po to, by oznajmić, żeby się rozeszli, bo zapłaty w tym dniu nie będzie, ponieważ nie mają pieniędzy. Wszyscy czekający opuścili teren, ale nie Stasia, nie mogła przecież zawieść Ojca, przemknęła więc do wnętrza kantorku i podając kwit urzędnikowi poprosiła o wypłatę należności. Powtórzono jej to, co dobrze słyszała, że wypłaty nie będzie, ale ona poszła dalej, do drugiego urzędnika, mówiąc, o co jej chodzi, i dodając, że Ojciec ją wysłał po zapłatę i ona musi te pieniądze mu dostarczyć, a więc nie wyjdzie bez pieniędzy i godnie wyprostowana ustawiła się na czekanie. Okazało się, że dotarła do kierownika, który przyglądał się jej bezradnie i po chwili rozkazał kasjerce wypłacenie dziewczynce ojcowskich należności. Zwycięska Stasia postanowiła więc dodatkowo zaimponować rodzeństwu. Przy kantorze znajdowało się pomieszczenie, gdzie podawano herbatę w sposób dobroczynnie kombinowany. Zamówienie jednej herbaty powodowało możliwość uzyskania do niej kostki cukru, ale też kromki chleba bezpłatnie, natomiast zamówienie następnej herbaty w tej samej cenie równało się z otrzymaniem podwójnej porcji dodatku. Stasia zamówiła więc dwie herbaty, które wypiła z jedną kostką cukru, następne kostki i chleb zabrała ze sobą. Kiedy wróciła do baraku, wyszła na jej spotkanie smutna Jadzia, odpowiedzialna tego dnia za zorganizowanie jedzenia dla dzieci, bo Ojciec i Bronia byli w pracy. Jadzia dowiedziała się już wcześniej, że wypłaty nie było, a więc nie będzie co jeść. Tymczasem Stasia położyła przed nią nie tylko trzy kromki chleba do jedzenia od razu i dwie kostki cukru, ale też należne pieniądze, z którymi zaraz można było pójść do sklepu po bochen chleba.” “W tamtym czasie Lodzia dzieliła się z Kazikiem, młodszym bratem, którego ojciec dowiózł do sierocińca, każdym okruszkiem chleba. Mimo skromnych racji żywnościowych pobyt w sierocińcu zniosła bardzo dobrze. Tam przeżyła swój pierwszy stan zakochania […] Pobyt w sierocińcu Burnoje, aż do wyjazdu do Polski, Lodzia zapamiętała jako szczęśliwy czas spokoju, bezpieczeństwa i zabawy. Chłopcy urządzali dla dziewcząt różne popisy, bawili je także opowieściami, skeczami, organizowali zawody sportowe. Nauczanie w szkole było bardzo przy­jemne pomimo braku podręczników. Nauczyciele i wychowawcy byli sympatyczni i serdeczni, kształtowali nade wszystko wysokie morale wzajemnych stosunków i kulturę bycia. Kiedy zachorowała na reuma­tyzm, otrzymała receptę i ruble na leki, a także na czas leczenia ode­słano ją do domu. Zaopatrzono ją również w lekturę, toteż umilała nam czas czytaniem Ballad i romansów Adama Mickiewicza. Lodzia skoń­czyła w sierocińcu pięć klas szkoły podstawowej z wynikiem bardzo dobrym i opuściło ten dom już nie chłopskie, lecz w pełni kulturalne dziecko. Znała sporo wierszy, bajek i piosenek, którymi mnie bawi­ła, poszerzając tym samym mój skromny repertuar. Przyswoiła sobie tam umiejętność wyrazistej wymowy, dobrą polszczyznę z twardym „ł” i nauczyła się dobrej dykcji. Jedno i drugie bardzo mi imponowało, toteż próbowałam ją w tym naśladować. […]” “Zachwycona i podniesiona na duchu tym wydarzeniem rodzina żyła trochę w uniesieniu, czuła się nieco zabezpieczona z powodu ukazania się im Matki Boskiej przed idącą wojną, ale trzeźwy Ojciec postanowił realnie zabezpieczyć dzieci przed sunącą zawieruchą na tyle, na ile mógł. Wolny od spłat pożyczki dochód postanowił wykorzystać, między innymi, na nową, ciepłą odzież dla dzieci. W tym celu, zaraz na początku września, sprowadził do domu mło­dego Żyda-kożusznika do uszycia kożuszków dla wszystkich dzieci. Był to dobry, wesoły czas dla rodziny, bo mężczyzna zabrał ze sobą okazałe cymbały, na których grał w przerwach między pracą, a tak­że wieczorami. Rodzeństwo nie tylko słuchało muzyki i przyglądało się grze, ale też z zapałem wirowało w tańcu, bo niektóre melodie były bardzo skoczne. Sympatyczny Żyd nawiązał z nimi dobry kon­takt, żartował podczas przymiarek i snuł ciekawe opowieści, w ten sposób powstały porządne, bardzo ciepłe (długi włos), miękkie ko­żuszki dla pięciorga rodzeństwa. Kazik, jako jedyny męski potomek, otrzymał elegancki płaszczyk z popielatego sukna, podbity kożusz­kiem. Ojciec i Mama mieli także baranie okrycia. Kożuszki te ja po kolei donaszałam po wojnie, poczynając od płaszczyka brata. […]” “Zanim nas wygnano z posiadłości, wcześniej krążyły pogłoski, że to nastąpi, ale miejscowi komuniści (składający się głównie z biedoty wiejskiej, którą szybko pozyskali Sowieci) zwołali zebranie, na którym zostały zdementowane rzekome pogłoski. Zapewniono zaś, że żadnych wywózek miejscowej ludności ani też zabierania ich mienia nie będzie i każdy będzie mógł nadal pracować na swoim. Jednakże niedługo po tym zebraniu, w mroźną noc lutową, zbudziło rodzinę ostre dobijanie się do drzwi naszego domu. Za drzwiami stał oficer NKWD i kilku przedstawicieli partii z najbliższej miejscowości. […] Wieziono nas do pociągu cały mroźny dzień 10 lutego, toteż na postoju stacyjnym ojciec rozpalił ognisko i upiekł kiełbaski dla dzieci, starając się trochę nas ogrzać. To był ostatni posiłek na rodzinnej ziemi. Pod strażą załadowano nas w bydlęce wagony bez jakichkolwiek miejsc siedzących. Miały one dwa małe zakratowane okienka i zamykaną klapę wydalniczą w podłodze. W jednym wagonie było nas cztery wielodzietne rodziny, stłoczone razem z tobołami, dorzucono nam tylko trochę słomy do spania. Pierwszy posiłek, ciepłą zupę i „kipiatok”, czyli wrzątek, dostaliśmy w Tule. Pociąg zatrzymywał się tylko na niektórych stacjach, gdzie podawano raz dziennie gorący posiłek w postaci rzadkiej zupy i wrzątku. Wówczas otwierano zaryglowane drzwi wagonu w obecności dwu uzbrojonych strażników. W ten sposób dojechaliśmy do Karabaszu, miasta górniczego na Uralu, malowniczo położonego wśród gór między jeziorkami. […]” “W grudniu 1942 roku przygotowano nam przeprowadzkę z Ura­lu do Kazachstanu. Znowu była mroźna pogoda, toteż z ka­zachskiego miasteczka Burnoje, dokąd przetransportowano nas pociągiem, dalej wieziono wszystkich saniami do kołchozu Dża­nauł, położonego na pogórzu Tien-szan (patrz szkic 3). Na począt­ku umieszczono nas w szkole, w jednej izbie 4 rodziny. Przewodni­czący kołchozu urządził uroczyste powitanie zesłańców, na które przybył w długiej i strojnej kazachskiej szacie. Ponieważ był młody, przystojny, zachowywał się ujmująco i dobrze mówił po rosyjsku, więc wywarł dobre wrażenie na dziewczętach i ojcu. Przywitał ich z ukłonem, oznajmiając, że kołchoz udziela nam schronienia, na razie w szkole, ale później będą przygotowane kwatery. Oznajmił też, że na przywitanie, zgodnie z kazachską gościnnością, został przygotowany dla nas poczęstunek i wskazał na stos apetycznych „lepioszek” – grubych placków pszennych, pieczonych na całą pa­telnię, oraz wiadro gorącego mleka. Wzdłuż ścian była rozłożo­na słoma do spania. Dodał jeszcze, że wprawdzie mówi się u nich o Polakach jako ludojadach, ale on ma nadzieję, że to nieprawda. Przewodniczący poinformował również, że zobowiązuje wszyst­kich do pracy na zawołanie i za nią będzie przydzielana żywność według przepracowanych dniówek. Zapłata będzie skromna (tu podał konkretne dane), ponieważ kołchoz dużo swoich płodów odstawia na potrzeby wojny. Na koniec prosił o posłuszeństwo i dyscyplinę, wyznaczył Ojca na przewodnika grupy i jemu powie­rzył żywność do rozdania. […]”

29
Ebook

Nauka (płynąca ze) sztuki. Sztuka (uprawiania) nauki

Mariusz Bartosiak (red.), Grażyna Habrajska (red.)

Publikacja została poświęcona pamięci profesor Joanny Ślósarskiej, stąd autorzy (przedstawiciele różnych ośrodków naukowych) w swoich tekstach wiele uwagi poświęcili Jej twórczości literackiej oraz zagadnieniom szczególnie bliskim założycielce Polskiego Stowarzyszenia Strategii Twórczych, takim jak różne aspekty komunikowania poetyckiego, tłumaczenie artystyczne, kognitywizm czy wizualizacja. Na łamach tomu swoje teksty opublikowali: Aleksy Awdiejew, Anna Bednarczyk, Katarzyna Citko, Grażyna Habrajska, Magdalena Hasiuk, Dorota Korwin-Piotrowska, Iwona Nowakowska-Kempna, Magdalena Rabizo-Birek, Elżbieta Tabakowska.

30
Ebook

Algorytmy słowotwórczego parafrazowania

Anna Obrębska

Prezentowana publikacja została podporządkowana kilku celom badawczym. Pierwszy z nich to zbadanie komunikacyjnej akceptowalności poszczególnych typów słowotwórczych parafraz w języku polskim. Drugim z celów było ukazanie przemian, jakie dokonują się w układach predykatowo-argumentowych w procesie derywacji i wzajemnych zależności, jakie występują pomiędzy elementami predykatowo-argumentowej struktury komunikatu w derywacie, jak i też w jego słowotwórczej parafrazie. Kolejnym celem było odnalezienie algorytmów automatycznego parafrazowania tekstu przy użyciu morfemów słowotwórczych. Każdy rodzaj komunikacyjnie akceptowalnej parafrazy słowotwórczej został opatrzony mechanizmem parafrazowania, który jednocześnie stanowi schematyczny algorytm automatycznego parafrazowania tekstu. Książka ma za zadanie ukazywać możliwości i ograniczenia w zakresie komputerowego parafrazowania tekstów języka naturalnego. Ze względu na istnienie bardzo dużej ilości sposobów tworzenia parafraz przedmiotem zainteresowania stały się w tej pracy jedynie mechanizmy parafrazowania słowotwórczego. Monografia jest osadzona w metodologii gramatyki komunikacyjnej, której zasadnicze założenia zostały przedstawione w początkowej części publikacji.

31
Ebook

Rebis. Wiersze wybrane

Joanna Ślósarska

Profesor Joanna Ślósarska, obok niezwykle bogatego dorobku w zakresie działalności naukowej, dydaktycznej i społecznej, ma wśród swoich twórczych dokonań dziesięć autorskich zbiorów poetyckich, do których w większości przygotowała własną szatę graficzną (Piosenki Marii Magdaleny, 1988; Jakub Böhme bawi się rubinami, 1990; Wielokątne koła, 1992; Geo-metria, 1996; Czekanie na schodach, 1998; Z Nieogrodu, 2001; Tunel dnia, 2010; Prześwietlone klisze New Grange, 2010; Rebis, 2016 i napisany już w obliczu nieuniknionego tomik Lśnienie dźwięków, 2016). Prezentowany zbiór wierszy stanowi autorski wybór poezji z wcześniejszych tomików autorstwa poetki. Z poczekalni zbieram wszystkie swoje świadectwa że umiem czytać pisać liczyć a nawet wymyślać niezbyt skomplikowane teorie mam też świadectwa ukończenia różnych kursów na przykład językowych i plastycznych jeszcze mam świadectwo ukończenia kursu udzielania pierwszej pomocy noszę w torbie te wszystkie świadectwa na potwierdzenie przystosowania w razie czego kładę je też w nocy pod poduszkę jednak kancelaria z odpisem aktu urodzenia jest wciąż zamknięta Nie śnię i niczego nie szukam gdzie są pasterze tych snów o których nigdy nikomu nie opowiem co wiedzą o swoich śladach w szybkich spojrzeniach gdy szukam pod domem zgubionych we śnie sandałów torby i sukni przecież nie leżą na wysypisku chociaż codziennie giną przedmioty i się nie odnajdują pewnie po ciemku mnożą wokół siebie stare światy z nieumarłymi ludźmi Genesis z czułości Bóg stworzył świat bo chciał pogłaskać kota i oprzeć się wieczorem o szarozłotej brzozy pień Bóg stworzył świat bo chciał ciebie przytulić Do Franciszka byłam przy tobie wiem wiesz patrzymy na siebie przez śmierć jak przez jedwabną chustkę piszę o tobie pamiętam twój ciemny spalony ból bracie mój szary ptaszku śniegu kamienna ciszo z trzepotem bosych stóp anioła na chwilę przed —

32
Ebook

Tematyka żydowska na łamach polskojęzycznych dzienników łódzkich okresu międzywojennego

Miłosz Hrycek

Miłosz Hrycek w swojej publikacji przybliża kulturę żydowską, utrwaloną na łamach łódzkich dzienników okresu międzywojennego. Przedmiotem opisu stały się żydowskie zwyczaje i obrzędy, rola Żydów w życiu Łodzi, ale też postawy antysemityzmu. Autor charakteryzuje także początki prasy łódzkiej i warunki jej rozwoju po odzyskaniu niepodległości. *** Śmiało można postawić tezę, że stosunki narodowościowe przedwojennej Łodzi znajdowały odzwierciedlenie i odbicie w łódzkich dziennikach tego okresu. Specyfika społeczno-narodowa przekładała się na wydawane w Łodzi dzienniki. Żydzi czytali prasę w języku polskim. Trzeba jednak przyznać, że w Polsce stanowili oni odrębną grupę kulturową. Wyróżniali się często wyglądem zewnętrznym, kulturą, tradycją, strukturą zawodową i – przede wszystkim – religią. Stanowili oni często zamkniętą grupę, odizolowaną od pozostałej części społeczeństwa polskiego. Wywoływało to zainteresowanie, ale i powstanie mitów i nieprawdziwych wyobrażeń, prowadzących do stereotypowego postrzegania tej mniejszości, które w narodzie polskim mocno się zakorzeniły. Ogląd ten często niósł pejoratywne skojarzenia. Przez pryzmat mniejszości żydowskiej postrzegano pozostałe mniejszości zamieszkujące granice Polski. Na kształtowanie opinii publicznej duży wpływ miała prasa jako jeden z elementów komunikacji społecznej, często utrwalając istniejące już stereotypy. (fragment)